Czas na konfiturę z róży

Już są te przepiękne, słodko pachnące amarantowe różyczki, rosnące na krzewach.

Czas zrobić konfiturę; u mnie będzie przede wszystkim do mazurka wielkanocnego, no i do ciasteczek. Byłaby świetna do pączków, ale pączki to nie moja specjalność.

  • płatki róży cukrowej
  • cukier puder
  • sok z cytryny

Odrywamy płatki róży z pąków i ważymy. Cukru ma być 2 razy tyle ile ważą róże.

Zalewamy płatki wrzącą wodą, gdy nieco przestygną, odcedzamy i odciskamy z nadmiaru wody. Następnie miksujemy z cukrem, aż otrzymamy konsystencję dżemu. Dodajemy 1-2 łyżki soku z cytryny i nakładamy do wyparzonych suchych słoiczków twist. Na wierzchu kładziemy krążek bibułki zwilżonej wódką i zakręcamy wieczkami.  

Przechowujemy w szafce lub lodówce.

Konfitura z płatków róż

róża na koniturę
różane płatki na konfiturę

Idziesz ulicą na przedmieściu i nagle czujesz słodki, różany, intensywny zapach. Rozglądasz się i widzisz, że krzewy dzikiej róży już zakwitły. Oho! – czas na konfiturę z płatków róż. Biegniesz na targ, i rzeczywiście, na stołach pojawiły się reklamówki wypełnione różanymi płatkami. Ile ich jest? Ponoć kopa; zawsze mam wątpliwości, czy tam na pewno jest kopa pączków, ale w zasadzie jakie to ma znaczenie? Dwie reklamówki – to będzie dwa małe słoiczki konfitury. W tym roku za tę tzw. kopę płatków życzono sobie 4-5 złotych. Kupiłam.

Teraz przepis:

  • Płatki róż przebieramy dokładnie, usuwając listki i szypułki, zwracając baczną uwagę, czy gdzieś się nie zaplątało jakieś żyjątko. Wsypujemy płatki do misy miksera, przesypujemy je cukrem pudrem – na te dwie reklamówki płatków zużyłam ok. 30 dag cukru.
  • Włączamy mikser (z końcówką do ucierania) i ucieramy aż zrobi się z płatków  ciemnoróżowa masa.
  • Przekładamy do wyparzonych słoiczków typu twist
  • Z papieru pergaminowego wycinamy kółka o średnicy słoiczka, moczymy je w wódce, układamy w każdym słoiczku na wierzchu konfitury, zakręcamy dokładnie słoiczek.

Nie ma potrzeby pasteryzowania konfitury. Trzymam ją w lodówce i nic się jej nie dzieje.

Do ciasteczek, do mazurków, luzem do herbaty – idealna!

P.S. Kiedyś ucierałam płatki ręcznie pałką w makutrze. Ale zrobiłam się wygodna:) i nowoczesna!

Moje domowe rydze

Pewnie widzieliście, że pojawiły się rydze.

Czas na marynaty!

domowe rydze

Nasz domowy niezawodny przepis:

na 4 szklanki wody – 1 szklanka octu spirytusowego

pół szklanki cukru

czubata łyżka soli

Wszystkie te składniki – do rondla i zagotowuje się razem. Zalewa powinna nieco wystygnąć.

Zalewy wystarczy na ok. 6 takich małych słoiczków jak na zdjęciu.

Rydze są blaszkowe, dlatego trzeba je bardzo dokładnie umyć pod bieżącą wodą.

Wrzuca się je na lekko osolony wrzątek i gotuje ok. 10 min, następnie odcedza i odstawia do ostudzenia.

Do każdego wyparzonego słoiczka wkłada się liść laurowy, kilka ziaren pieprzu oraz grzyby i kilka plasterków cebuli pokrojonych w plastry.

Wlewa się zalewę.

Teraz pasteryzacja: słoiki ustawia się w dużym rondlu, zalewa zimną wodą i na małym ogniu doprowadza wodę do wrzenia (ale tylko tak, żeby woda lekko mrugała). Pasteryzuje się 15 minut.

Po tym czasie wodę odlewam, słoiki wyciągam, odwracam do góry dnem, przykrywam ściereczką i odstawiam do przestygnięcia.

Rydze gotowe są do jedzenia po ok. 2-3 miesiącach, kiedy już złapią smak zalewy.

Ciekawe dlaczego w sklepach nie ma dżemów jabłkowych?

W końcu, czego, jak czego, ale jabłek to nam w Polsce nie brakuje.

A jabłka wszyscy w Polsce lubią. Ba! każdy ma swoją ulubioną odmianę!

I dżemy też wszyscy lubią. Do świeżej chrupiącej bagietki, na grzankę…

Ale dżemów jabłkowych w sklepach nie ma. Są wszystkie inne: truskawkowe, śliwkowe, wiśniowe, agrestowe, pomarańczowe….

Czemu nie jabłkowe? Zbyt banalne w smaku? Mało ciekawy kolor? Czy zbyt rozciapana konsystencja?

Naprawdę nie wiem.

Ale ja sobie zrobiłam trochę dżemów jabłkowych. Może z uwagi na dodatki (cebulka, ostre przyprawy, jak choćby pieprz) trzeba by je nazwać chutneyem?

Ale dla mnie to jednak ciągle dżem, z uwagi na zastosowanie. To słodkie, acz z pikantną nutą, smarowidło na chleb.

dżem jabłkowy

Bawię się tą manufakturą dżemową, bo dostaję ostatnio sporo papierówek, głównie w formie spadów, i znudziły mi się już naleśniki z jabłkami, racuszki z jabłkami i kompoty.

Nie robię pulpy do szarlotki, bo nie lubię. Nadzienie do szarlotki, którą lubię, jest zawsze ze świeżych jabłek, startych na grubej tarce, i położonych na warstwie ciasta, bez żadnej wstępnej obróbki cieplnej. Żadne rozprażanie czy zasmażanie jabłek.

Ale wróćmy do dżemów.

Jabłka obieram, kroję na kawałki, wkładam do rondla, zasypuję cukrem (ilość cukru do smaku, trzeba próbować) i zaczynam podgrzewać na małym ogniu.

Kroję cebulę na drobniutką kosteczkę, dodaję do jabłek, podlewam niewielką ilością wrzątku.

Dodaję dodatki typu rodzynki, suszoną żurawinę, pokrojone śliwki, co tam mam akurat pod ręką.

Doprawiam pieprzem, szczypta cynamonu, szczyptą papryki.

Smażę, mieszając (!) aż masa zgęstnieje.

Po czym przekładam do słoiczków twist, zakręcam, obracam denkami w dół i zostawiam do wystygnięcia.

Naprawdę pyszne!

Masz kilogram prawdziwków i …….

Kupiłam kilogram prawdziwków na targu.

Drogie są – kosztowały 35 zł.

prawdziwki

Kupiłam, aby je ususzyć na zimę.

Z tego kilograma wyszło mi prawie 100 g. Niewiele, prawda?

Pytanie – czy się opłaca samodzielnie suszyć? Zajrzałam do sklepów, by zobaczyć cenę suszonych. Wychodzi, że przeciętnie za 10 gram krajanki prawdziwków, łepków i ogonków, w których przeważają ogonki (bo cena samych kapeluszy jest znacząco wyższa) trzeba zapłacić jakieś 3-4 zł.

Czyli cenowo wychodzi właściwie na to samo.

Ale są plusy samodzielnego suszenia: wiadomo, że nie ma w nich robali, no i ta satysfakcja łowcy: upolowałam (znaczy się kupiłam), zajęły mi sporą część blatu, co robi wrażenie, przetworzyłam, ten zapach w czasie suszenia…. i ten moment wsypywania do pudełka, to grzechotanie….

Ale są i minusy: kupujesz kilogram grzybów – ale ile z tego będzie zdrowych, nie robaczywych? Loteria. W moim kilogramie jeden był do wyrzucenia.

Marzy mi się, żeby można było kupować tak, jak to widziałam na targu we Francji: grzyby są przekrojone na pół wzdłuż i widzisz, co kupujesz; tak to na przykład wyglądało na targu w Cannes:

grzyby we Francji

Marzenie! co nie?

Policzmy, ile tych słoików ci wyszło?

Kot, jak zwykle, żywo jest zainteresowany wszystkim, co dzieje się w kuchni. W kuchni bowiem zawsze może trafić się jakaś miła przegryzka.

Tym razem tylko ogórki?? Nieee…. ale ten koper pachnie zachęcająco, można by otrzeć o niego łepek.

 b_kot_i_ogrki

Rodzinny przepis na ogórki konserwowe mamy ze Starachowic, od ś.p. cioci Reni.

Do marynaty dodaje się cukier, dzięki czemu  ogórki nie wykręcają „gęby” swoją ostrością, mają łagodną nutę.

Na każde ½ l wody potrzeba: 7 łyżek octu, 2 łyżki cukru, 1 łyżeczka soli, 2 liście laurowe. Na słoik o pojemności 1 litra na pewno wystarczy te ½ l wody, a zwykle trochę mniej, to zależy jak ciasno uda się nam ułożyć ogórki; najlepiej żeby były w pozycji stojącej.
Ponadto do każdego słoika: baldachim kopru, kawałek chrzanu, ząbek czosnku, kilka ziarenek ziela angielskiego

Ogórki dobrze jest po umyciu i obcięciu ogonków zalać zimną wodą i zostawić na jakieś 2 godziny, będą bardziej jędrne.

Do każdego wyparzonego słoja włożyć baldachim kopru, kawałek chrzanu, ząbek czosnku, kilka ziarenek ziela angielskiego. Ułożyć pionowo dość ściśle ogórki.
Przygotować odpowiednią ilość zalewy, zagotować ją i gorącą zalać ogórki w słoikach. Do każdego słoika dołożyć po 2 liście laurowe wyjęte z zagotowanej zalewy. Wytrzeć dokładnie brzegi słojów i wieczka, zamknąć. Wstawić słoiki do dużego garnka, zalać ciepłą wodą, doprowadzić do zagotowania wodę, zmniejszyć ogień i pasteryzować 5 minut. Zaraz potem wyjmować, nie powinny stać we wrzątku dłużej. Odwrócić pokrywkami w dół, zostawić by wystygły.

Gotowe do spożycia są – jak każda marynata – po jakichś 2 tygodniach.

Czas na konfiturę z róży

To już ten czas, róża cukrowa już pięknie kwitnie i słodko pachnie.

Właśnie dostałam 40 dag różanych płatków i wyszło mi z tej porcji 4 małe słoiczki konfitury.

Płatki trzeba ważyć, bo od tego zależy ilość cukru, który trzeba będzie dodać.

 

 

 

 róza na konfitury

A robimy konfiturę tak:

Płatki róż obrane z listków i szypułek

2 razy tyle cukru ile ważą płatki

sok z cytryny (do tej ilości wystarczyło mi pół małej cytryny)

Płatki przelewamy wrzącą wodą, odciskamy, dodajemy do misy miksera, wsypujemy cukier (bardzo drobny albo puder), ucieramy na jednolitą masę, dodajemy sok z cytryny.

Przekładamy do wyparzonych słoiczków typu twist, zakręcamy.

Gotowe.

Długo oczekiwane rydze

Pomarańczowo-rdzawe, w kolorze polskiej jesieni, wreszcie są.

Poluję zwłaszcza na te małe, do słoików, ale i duże mile widziane. Podsmażone, świetnie smakują posypane gruba solą, albo, pokrojone w paski,  jako dodatek do jajecznicy. Pycha!

rydze marynowane

I jeszcze przepis na marynowane, ten sam od lat, z zalewą ostro-słodką.

Na 4 szklanki wody bierzemy 1 szklankę octu spirytusowego

pół szklanki cukru

łyżkę soli

Trzeba to zagotować i lekko przestudzić.

Ponadto potrzebna będzie cebula, mała marchewka, pieprz, ziele angielskie i listki laurowe

Grzyby trzeba bardzo dobrze wypłukać, zwłaszcza te blaszkowe, jak rydze, czy kurki, żeby w blaszkach nie pozostał piasek. Następnie trzeba je zalać wrzącą wodą, lekko osoloną i obgotować kilka minut. Odcedzić i przestudzić.

Cebulę pokroić w cienkie dość półplasterki, marchewkę w plastry.

Do każdego wyparzonego słoika dodajemy: plastry cebuli, plastry marchewki, kilka ziaren pieprzu, kilka ziaren ziela angielskiego, listek laurowy oraz przestudzone grzyby.

Zalewamy zalewą, zakręcamy, po czym wstawiamy słoiki do dużego garnka, zalewamy zimną wodą, tak, żeby były zanurzone, doprowadzamy do zagotowania po czym zmniejszamy ogień i pasteryzujemy 15 minut.

Następnie odlewamy z garnka wodę, wyjmujemy słoiki, odwracamy do góry dnem i zostawiamy do ostygnięcia.
Grzyby gotowe są do jedzenia najwcześniej po miesiącu.

Ta zalewa wystarcza na ok. 6 słoiczków o pojemności 300 ml. Piszę około, gdyż zależy to od tego, jak ciasno ułożyliśmy grzyby.

Konfitura z płatków róży

Krzewy róży cukrowej już przepięknie rozkwitły, słodko i amarantowo.

Na stołach targowych pojawiły się charakterystyczne reklamówki wypełnione główkami róż, pakowanymi (teoretycznie) po 1 kopie. Myślę, że jest ich tam mniej, ale niech tam, 3 złote to przyzwoita cena, a wychodzi z tego 2 małe słoiczki konfitury. A dodam, że przed Wielkanocą, za taki mały słoiczek róży płaciłam w sklepie ok. 15 zł (były i droższe!); musiałam kupić, bo w ubiegłym roku nie miałam głowy do żadnych przetworów, a koniecznie chciałam zrobić mazurek różany.

płatki róży

Wielkiej filozofii w robieniu konfitury z róży nie ma:

Waży się suche, przebrane z listków i środków płatki róży i bierze się 2 razy tyle cukru pudru.

Płatki zalewa się wrząca wodą, po chwili odcedza i odciska.

Wrzuca się do makutry z cukrem i uciera aż powstanie zadawalająca nas konsystencja masy. Mogą być płatki bardziej lub mnie rozdrobnione, jak tam lubimy.

Dodaje się trochę soku z cytryny, żeby przełamać tę szaloną dość słodycz.

Pakuje się w wyparzone słoiczki typu twist, na wierzch można położyć kółko z pergaminu posmarowane spirytusem, zakręca się szczelnie.

Nie trzeba pasteryzować, tyle że powinny stać w ciemnym chłodnym w miarę miejscu.

Ja po prostu trzymam je w kącie, na najcieplejszej półce lodówki. Nie robię róży dużo, więc mogę sobie na to pozwolić.

Dużo czytałam o tym, że trzeba najpierw odciąć białe końcówki płatków, bo mają w sobie gorycz. Eeee, tam! Od wielu, wielu lat robię tę konfiturę, nigdy nie bawiłam się w żadne odcinanie końcówek, i nigdy konfitura gorzka nie była.

Moim zdaniem – co innego jest ważne.

Otóż w pączkach kwiatowych lubią sobie siedzieć robaczki, czasem wyglądające jak zwykły okruszek ziemi. I trzeba się naprawdę przyłożyć do dokładnego przebrania płatków, żeby nie trafiła się nam taka niemiła niespodzianka w makutrze.

Ach, i oczywiście, można zamiast ucierania ręcznego zmiksować płatki z cukrem, jednak przy ręcznym ucieraniu łatwiej uzyskać strukturę konfitury taką, jaką się lubi. A poza tym, czasem tęsknię do dawnych staroświeckich technik kulinarnych.

Marynowane rydze – już czas!

Było trochę deszczu. Jest ciepło. Jest jesień. Powinny być grzyby.
Ba! powinny być już rydze!
Był dzień targowy, trzeba wyjść wcześniej z domu, zajrzeć na targ przed pracą, może będę rydze.
No, i jak nie kochać tego miasta?! oczywiście że są!:)


rydze

Robimy marynatę:
4 szklanki wody
1 szklanka octu
pół szklanki cukru
czubata łyżka soli
Zagotować składniki marynaty, lekko przestudzić.

Grzyby dokładnie umyć, po czym zalać gorącą wodą i zagotować.
Odcedzić, przestudzić.
Wkładać do wyparzonych słoiczków twist, dodając krążki cebuli i kilka ziaren ziela angielskiego.
Zalać zalewą.
Słoiczki zamknąć, włożyć do rondla, zalać wodą, po czym pasteryzować 5 minut od zagotowania.
Wyjąć pozostawić do ostudzenia.
Grzyby są gotowe do jedzenia najwcześniej po miesiącu.

A gdyby ktoś miał wątpliwości, czy warto się tak trudzić osobiście z marynowaniem, to proszę, popatrzcie na ceny słoiczka rydzów w sklepie!

rydze w sklepie