Nieważne, jak bardzo jesteś skrzywdzony przez los.
Ważne – co z tym zrobisz.
Jak się odnajdziesz w układzie, który ci przypadł w udziale.
Takie jest przesłanie filmu „Dar nadziei”, o chłopcu, który urodził się bez rąk.
A kolacja, która przygotowałam na nasze spotkanie, nawiązywała do kuchni kraju, w którym chłopiec się urodził – do Nikaragui. Ściśle rzecz biorąc – wyszukałam dania z kuchni środkowej Ameryki.
A że dopiero co odwiedzał tych bardziej grzeczniejszych święty Mikołaj – zebrało się dla gości i gospodarzy mnóstwo, mnóstwo prezentów:) i wystrój stołu był już nieco świąteczny.
Jako przystawkę podałam nikaraguańska sałatkę z warzyw (pomidory, papryka, cebula, awokado) i duszonej wołowiny
Zupa była extra: krem z pomidorów i bananów z pestkami dyni, pikantny, ale z nuta słodyczy w tle
Danie główne: kurczak Calypso duszony w pomidorach z gallo pinto (czyli mieszanka ryżu i ciemnej fasoli) z salsą tropikalną z ananasa i mango
Wino było chilijskie, czerwone wytrawne
Najmniej zadowolona jestem z ciasta. Był sernik panamski, pieczony w kąpieli wodnej z dodatkiem mango i białej czekolady
Jego smak – moim zdaniem – nie powalał. Był w miarę poprawny. I tyle tylko.
Jeśli chodzi o serniki, to długo szukałyśmy z siostrą przepisu na dobry sernik, próbując, próbując i próbując. Znalazłyśmy. I dawno już stwierdziłam, że nie ma co szukać dalej. Ten wypiek potwierdza tę tezę. Nie ma co kombinować.
Jak się nie jest cukiernikiem, to lepiej trzymać się wypróbowanego kanonu, o którym wiadomo, że jest dobry.