Menu bostońskie

Dlaczego bostońskie?

Wynikło to z filmu, który tydzień temu oglądaliśmy: „Cuda z nieba” w reżyserii Patricii Riggen (USA 2016; film można obejrzeć w najbliższą środę, 18 I 2017 w HBO o 14.45). Twórcy filmu oparli fabułę na autentycznej historii – cierpiąca na rzadką chorobę zaburzenia trawienia dziesięcioletnia dziewczynka ulega groźnemu wypadkowi. Niespodziewanie po tym dochodzi do przedziwnego zdarzenia….  

Właściwie, to najważniejsze wydarzenia w życiu małej Annabell dokonują się w jej rodzinnej miejscowości w Teksasie, ale większość filmu dzieje się na północy, w Bostonie, gdzie dziewczynka jest leczona, dlatego też wybrałam na przyjęcie kuchnię bostońską.

menu bostońskie

Większość potraw, które podałam, już w ostatnich dniach prezentowałam: zupę bostońską z małżami (nawet ci, którzy zarzekali się, że małży nie cierpią, jedli ze smakiem), fasolkę po bostońsku i do kawy ciasteczka L.M. Montgomery, autorki „Ani z Zielonego Wzgórza” (pamiętacie, że w historii o rudowłosej Ani, Boston był miejscem marzeń o wielkim świecie).

Dziś ostatnia z podanych potraw: przystawka – pasztecik mięsny z sosem żurawinowym.

pasztecik z żurawiną

Pasztet zrobiłam z mieszanych mięs (wśród których było również mięso z jelenia). Upiekłam go w małych foremkach z kominkiem, a środek wypełniłam sosem żurawinowym.

100 g suszonej żurawiny

200 ml soku z czarnej porzeczki

50 g skórki pomarańczowej kandyzowanej

Szczypta cynamonu i chili

Łyżka masła

Żurawinę wkładamy do rondelka i zalewamy sokiem porzeczkowym. Gotujemy na małym ogniu, aż żurawina rozmięknie, dodajemy skórkę pomarańczową, chili i cynamon, jeszcze całość przez parę minut dusimy, doprawiamy łyżką masła. Studzimy.

Przy okazji studiowania kuchni bostońskiej, dowiedziałam się, jak niezwykłe są żurawinowe „żniwa”. Otóż we wrześniu, rozciągające się kilometrami czerwone krzewy zalewane są wodą, pod wpływem której owoce wypływają na powierzchnię i dzięki temu mogą być zebrane w stanie nienaruszonym. Niespotykany widok unoszących się na wodzie owoców żurawiny tworzy malowniczy krajobraz purpurowych jezior. Po zbiorach suszy się je na słońcu.

Tortilla z cukinią i grzybami

W kilku uczonych książkach wyczytałam, że jako tapas może być podana tortilla pokrojona w kawałki. Zimna.
Nie bardzo mi się to widziało, ale myślę sobie, spróbuję.
Zrobiłam tortillę z grzybami i cukinią, część zjadłam od razu – pyszna!, część zostawiłam do ostygnięcia i pokrojenia – i tak, jak myślałam, nie leży mi to. Nie będzie na moim przyjęciu tortilli jako tapas.
A wiecie, muszę się postarać tym razem z menu:))) bo jeden z uczestników kilka lat spędził w Hiszpanii i sprawę tapasów ma na pewno w jednym paluszku:)))

tortilla z grzybami

To teraz przepis na tortillę o średnicy 16 cm
pół małej cukinii
1 duży prawdziwek
garsteczka kurek
1 cebula
2 jajka
sól, pieprz, szczypta papryki
oliwa, masło
Cukinię (jeśli młoda to ze skórką) kroimy w kostkę, podobnie cebulę i prawdziwka.
Kurki (moje były małe) zostawiamy w całości.
Wrzucamy wszystko na rozgrzaną oliwę z masłem, solimy i przesmażamy, mieszając aż składniki zeszklą się.
Roztrzepujemy jajka, solimy, pieprzymy i dodajemy paprykę i wlewamy na grzyby.
Smażymy na małym ogniu aż jajka się zetną.
Amatorzy jajek dobrze wysmażonych mogą przerzucić tortillę na drugą stronę i dopiec ją z wierzchu.
Smacznego!

Hiszpańskie tapas: polędwiczki

Polędwiczki z sosem winegretowym

(z blogu http://www.kuchnianadatlantykiem.com/search?q=tapas)

to świetna propozycja do mojego przygotowywanego party.
Podam je w porcelanowej łyżce, o, tak:

tapas

Tyle, że planuję podać wszystkie tapas na jednym dużym talerzu; znaczy się dla każdego duży talerz z tapasami:)
A polędwiczki robiłam tak:

1 polędwiczkę wieprzową natarłam solą, pieprzem, tymiankiem, skropiłam oliwą i wrzuciałm do lodówki na jakąś godzinę.
Po tym czasie obsmażyłam ją w całości na oliwie, przełożyłam do żaroodpornego półmiska i piekłam w piekarniku (200 st. C) ok. 20 minut.
Zostawiłam do wystygnięcia.

Zrobiłam sos:
Trzeba wymieszać razem następujące składniki:
łyżka musztardy
zmiażdżony ząbek czosnku
sok i skórka otarta z pół cytryny
szczypta cukru
oliwa extra vergin
ciepła woda
Oliwę i wodę dodawałam na oko, w sumie miałam niecałą szklankę sosu.
Dodaje się do niej pokrojone na plastry oliwki (moje były nadziewane anchois) i pokrojone 2-3 suszone pomidory.
Dorzuca się posiekaną natkę pietruszki.
Dodaje się jeszcze kapary, ale tych akurat nie miałam.

Na ciepło to świetna propozycja obiadowa; ale u mnie będzie na zimno.

Ser manchego w roli tapas

Nadszedł czas testowania kuchni hiszpańskiej. Ale nie tak w ogóle.
Przygotowuję się do party, w czasie którego będziemy oglądać film Luisa Buñuela: „Dyskretny urok burżuazji”.
Z uwagi na narodowość reżysera, na party chcę podać dania kuchni hiszpańskiej, aczkolwiek sam film jest właściwie pastiszem biesiad francuskich.
Na pewno będą tapas, te malutkie, na jeden kęs przekąski, podawane wieczorami w hiszpańskich knajpkach do wina.
Jadnymi z najprostszych tapas są oliwki, kosteczki sera, kawałki chorizo.
Oki. Ser i oliwki mi pasują. Ale jeśli ser to jaki???
Kupiłam do wypróbowania ser manchego, jeden z najpopularniejszych w Hiszpanii.

ser manchego

Jest to ser twardy, dojrzewający, z mleka owiec rasy manchego. Jego kolor to piaskowy beż przechodzący w szarość (w zależności od stopnia dojrzałości).
Jest ostry, słony (ale bez przesady), bardzo smaczny.
Wypróbowałam go w zestawieniu z oliwkami, winogronami, szynką dojrzewającą.
Pasuje, jak najbardziej. :))

Festiwal serów w ALMIE

Od razu sobie pomyślałam, że to coś dla mnie! Kocham sery, a najnowsza gazetka promocyjna opisuje sporo rodzajów serów, ich smaki i pochodzenie. Zaznaczyłam, które mnie interesują i ruszyłam na zakupy.

Można było spróbować co poniektóre gatunki, ale kiedy zapytałam młodej panienki, co to za ser, który proponuje, o ten jasny, z dziurami, chcąc go kupić – ta spłoszyła się:

– Och, ja nie wiem! Taki mi tu ukroili, nie wiem, nie wiem!!!!

No cóż, uzbrojona w gazetkę, pytam na stoisku o wybrane gatunki. Ale nic nie jest proste. Z tych, co chciałam, był tylko jeden: Taleggio – miękki, z mleka krowiego, szybko dojrzewający, o bardzo intensywnym smaku.

Wzięłam jeszcze Scamorzę, bardziej twardy i łagodniejszy jak się okazało, drobno dziurkowaną Tavolierę, plasterkowany Grunlander z szynką i nasz swojski Wiejski wędzony.

Do tego dokupiłam kilka plastrów szynki parmeńskiej, majonezowy sos aioli (czosnkowy), zielone oliwki i mandarynki. Pszenne pieczywo i butelka Chemin des Papes z 2006 roku z rejonu Cotes du Rhone, przywieziona z wakacyjnych wojaży: różowe wino, z lekką nutką goryczy.

I tak powstało małe tapas do najnowszego filmu Shyamalana: „Zdarzenie”.

Naprawdę momentami się bałam, oglądając go! I myślałam, że zabiję reżysera na końcu! nie dość, że nic nie wyjaśnił, to jeszcze ostatnia scena filmu pokazuje, że koszmar zaczął się od nowa…

Nie powiem nic więcej, żeby nie zepsuć komuś wrażeń przy oglądaniu. Myślę, że to niezwykły reżyser, pokazujący rzeczy nienazwane, metafizyczne, budzące nierzadko grozę. Każdy jego film warty jest obejrzenia, i każdy jest specyficzny: „Znaki”, „Osada”, „Szósty zmysł”….