Pokazało się polskie wydanie magazynu kulinarnego Marthy Stewart „Living”. I tam najciekawszym tekstem – moim zdaniem – była opowieść nowojorskiego szefa kuchni, Dana Barbera, o jego pobycie we Francji, o smaku moreli kupionych na targu.
Takie dwie stroniczki bitego druku, bez żadnego zdjęcia, ale zaraz zobaczycie, że po jego przeczytaniu, człowiek musi, po prostu musi, lecieć na targ i kupić morele:

„W Prowansji ludzie nie spędzają weekendów w supermarketach, najchętniej kupują w małych sklepach albo wybierają się na lokalne targi, które mają tam długą i wciąż żywą tradycję. Ja też postanowiłem w końcu wybrać się na wiejski targ. I wtedy właśnie zauważyłem morele.
Nigdy w życiu nie widziałem bardziej okazałych owoców: błyszczały soczystą czerwienią i były tak dojrzałe, duże, że prawie pękały. Morele? – zapytałem dla pewności.
„Qui, monsieur, des abricots”, odpowiedziała farmerka, wskazując na duży napis tuż przed moim nosem.
Sięgnąłem po owoc. Ale Madame zdecydpwanym gestem odsunęła moją rękę, tak jakby odganiała natrętną muchę, po czym pochyliła się nad owocami i zaczęła stukać w nie palcami. Nagle trafiła środkowym palcem na jedną z dojrzałych. Dla pewności stuknęła w nią jeszcze parę razy. „Parfait”, powiedziała. Nie do mnie, tylko do moreli, przenosząc ją na miękką papierową serwetkę (całkowicie zignorowała moje protesty i bezradnie wyrażaną ochotę, by zjeść owoc od razu). Przyjęła pieniądze i niechętnie podała mi morelę.
Spróbowałem. Nie jestem w stanie dokładrie opisać tego, co stało się potem. Byłem urzeczony; miałem mętlik w głowie i to nie dlatego, że skosztowałem najlepszej moreli w moim życiu, ale z zupełnie innego, znacznie prostszego powodu: ja nigdy; nawet w najśmielszych marzeniach, nie wyobrażałem sobie, że gdzieś na świecie mogą istnieć takie owoce.
Zbliżając morelę do ust, w momencie całkowitej rozkoszy, zdobyłem się na odwagę i zapytałem po francusku: „C`etait ne, ou?” (To się urodziło gdzie?). I nagle, zapewne sprawiły to emocje, spojrzałem wstecz, na moje dwa lata spędzone we Francji, które właśnie dobiegały końca. Wracałem do Ameryki stawić czoła nie znanej przyszłości. I oto odkryłem rzecz niezwykłą – smak Prowansji i jej moreli.
Madame, jakby rozumiejąc moje zmieszanie, wyszła zza straganu i położyła mi rękę na ramieniu. Przez następne pół godziny opowiadała mi o sadzie, który jest własnością rodziny od dwóch pokoleń; o tym, jak się uprawia najwspanialsze morele na świecie, jak się je sadzi i przycina. Wracałem do domu obładowany dorodnymi owocami.
Kupiłem od Madame więcej moreli, niż mogłem udźwignąć, nawet część z nich poupychałem w kieszeniach marynarki. Zjadłem wszystkie, co do jednej, ani na chwilę nie przestając się delektować ich wspaniałym, soczystym smakiem. Od tamtej pory każdy sierpień spędzam na farmie (a gdzie indziej warto być o tej porze roku?), prawie codziennie wspominając Madame i jej morele.” (Dan Barber)
A ja z kupionych moreli zrobiłam austriackie knedle, z ciasta serowego, według przepisu Bajaderki z portalu Mniammniam:

250g białego sera
1 jajko
szczypta soli
ok. 3/4 szklanki mąki
2 łyżki roztopionego masla
12 małych, slodkich moreli
Ser dobrze rozgnieść widelcem. Dodać sól, jajko i stopniowo dodawać mąkę. Jeżeli ser jest wilgotny, dodać trochę więcej mąki (ciasto powinno mieć konsystencję ciasta ziemniaczanego). Dodać roztopione masło i dobrze wymieszać. Zawinąć w folię i schłodzić przez około 2 godziny, można je zostawić w lodówce na całą noc.
Nastawić lekko osoloną wodę do gotowania knedli w dużym, szerokim rondlu. Morele umyć, naciąć i usunąć pestki i w ich miejsce włożyć kostkę cukru (nie miałam kostek, wsypywałam cukier luzem). Ciasto podzielić na 12 części, z każdej uformować cienki placuszek (najlepiej na dłoni, bo ciasto się nieco klei) i otoczyć nim morele dobrze sklejając brzegi. Układać na lekko oprószonej mąką stolnicy.
Delikatnie włożyć knedle do gotującej się wody i zagotować na dużym ogniu. Kiedy knedle wypłyną na powierzchnię, obniżyć ogień i gotować 8-10 minut, aż morele będą miękkie. Delikatnie wyjać knedle łyżką cedzakową. Podawać gorące, polane masłem ze zrumienioną bułeczką i posypane cukrem.
Są pyszne. Smacznego!