Nasze powakacyjne spotkanie filmowe odbyło się znienacka; okazało się, że jest tylko jeden jedyny dzień, który wszystkim pasuje i w dodatku wypada on za kilka dosłownie dni. Musiałam więc bardzo sprężyć się z przygotowaniem menu i siłą rzeczy jest ono trochę mniej wyszukane niż zwykle.
Tematyka filmu („Sprawa Chrystusa” z 2017 roku) zdecydowała o kuchni żydowskiej.
Niewątpliwym przebojem menu były kanapki żydowskie – podane jako przystawka. Kanapki w ogóle cieszą się zawsze wielkim powodzeniem i myślę, że może powinnam się wyspecjalizować w ich przyrządzaniu:)
Kanapki żydowskie – tak je nazwałam – to malutkie kromeczki bagietki posmarowane masłem i obłożone tzw. żydowskim kawiorem, tj. pastą z kurzych wątróbek i jajek na twardo, ozdobione kiszonym ogórkiem i pomidorem.
Przepis na kawior (według Kuchni żydowskiej Rebeki Wolff, opracowanej przez Barbarę Adamczewską, z moimi lekkimi modyfikacjami – np. nie grillowałam wstępnie wątróbek i nie miksowałam cebuli, bo lubię jak mi chrupie)
20 dag kurzych wątróbek
4 jajka na twardo
1 duża cebula
1-2 łyżki majonezu
sól, pieprz
siekany szczypiorek i koperek
Wątróbki wrzucić do lekko osolonego wrzątku i gotować kilka minut. Odcedzić, wystudzić, po czym zmiksować.
Cebulę obrać i pokroić w drobniuteńką kosteczkę.
Jajka zetrzeć na drobnej tarce.
Połączyć wątróbkę, cebulę i jajka, dodać szczypiorek, koperek, sól, pieprz i majonez. Wymieszać, rozgniatając widelcem, aż powstanie pasta. Oziębić ją w lodówce.
Jako danie główne podałam czulent – jednogarnkowa, bardzo sycąca potrawa z wołowiny, fasoli i kaszy, do której świetnie pasowało czerwone wytrawne wino przywiezione z Kany Galilejskiej.
Do kawy upiekłam szarlotkę – są już szare renety.