ROGALE ŚWIĘTOMARCIŃSKIE

Tradycyjnie, święty Marcin, przybywający 11 listopada, przywozi z sobą rogale z białym makiem. Czasami przywozi też śnieg (mówi nawet przysłowie, że św. Marcin przyjeżdża na białym koniu). Ale w tym roku przyjechał z piękną, słoneczną, złotą, polską jesienią.

Zapraszam na domowe rogale:

Porcja na 12 rogali

Ciasto:

  • 1 szklanka ciepłego mleka
  • 4 dag świeżych drożdży
  • 1 jajko
  • 1łyżeczka ekstraktu z wanilii
  • 3 i 1/2 szklanki mąki
  • 3 łyżki cukru
  • szczypta soli
  • 200 g masła + 2 łyżki

Do miski wsypać łyżkę mąki i łyżeczkę cukru, wkruszyć drożdże, zalać szklanką ciepłego mleka. Zostawić na kilka minut aby drożdże urosły. Dodać jajko i wanilię i lekko wszystko wymieszać.

Mąkę, cukier i sól wymieszać razem w dużej misce, dodać 2 łyżki masła, rozcierając je palcami razem z mąką.

Dodać rozczyn mieszając łyżką, lekko i krótko ciasto wyrobić (najlepiej robotem, końcówką do wyrabiania ciasta). Uformować ciasto w prostokąt, przykryć folią i schłodzić w lodówce około 1 godziny.

Schłodzone ciasto przełożyć na stolnicę i rozwałkować na prostokąt o wymiarach 30x15cm, tak aby krótsze strony stanowiły górę i dół. Zimne masło zetrzeć na grubej tarce, rozkładając je równomiernie na cieście (zostawić ½ cm margines dookoła). Złożyć 1/3 ciasta od góry, następnie złożyć dolną część tak aby przykryła to złożenie (tak jak składamy kartkę papieru). Obrócić ciasto o 90 stopni, po czym rozwałkować je i znów złożyć na trzy. Schłodzić przez 45 minut. Powtórzyć proces wałkowania i składania ciasta 3 razy, chłodząc ciasto miedzy wałkowaniami przez 30 minut. Po zakończeniu procesu wałkowania ciasto dobrze zawinąć i włożyć do lodówki na co najmniej 5 godzin, a najlepiej na całą noc.

Przygotować nadzienie:

  • 10 dag białego maku
  • 5 dag marcepanu (pasty migdałowej)
  • 2 żółtka
  • 1 czubata szklanka cukru pudru
  • 5 dag orzechów włoskich
  • 5 dag migdałów
  • 1 łyżka kandyzowanej skórki pomarańczowej
  • 2-3 łyżki gęstej śmietany
  • 2 łyżki likieru pomarańczowego

Do posmarowania: 1 rozbełtane jajko

Lukier: Ok. 2 szklanek cukru pudru 1 białko

Kandyzowana skórka pomarańczowa i posiekane orzechy do posypania

Mak sparzyć gorącą wodą (w ilości takiej, by mak przykryty był całkowicie), wymieszać, po 15 minutach odcedzić i dobrze odsączyć. Zmielić mak trzykrotnie w maszynce do mięsa. Zmielić orzechy i migdały w maszynce do mielenia orzechów. Żółtka utrzeć z cukrem pudrem w mikserze, dodać masę marcepanową, rozetrzeć, dodać zmielony mak, orzechy, migdały, skórkę pomarańczową, likier, wymieszać. Dodać śmietanę – ale tylko tyle by uzyskać dość zwartą ale plastyczną masę. Masa nie może być zbyt płynna, ani za twarda i właśnie świetnie reguluje się jej konsystencję dodając śmietanę stopniowo.

Wywałkować ciasto na prostokąt o wymiarach mniej więcej 65x34cm i przeciąć wzdłuż długiego boku na 2 części. Każdy powstały w ten sposób pasek pokroić na trójkąty.

Rozsmarować nadzienie zostawiając mały margines na wszystkich bokach trójkąta – zwijać w rogaliki zaczynając od najszerszego boku. Ułożyć na wyłożonej pergaminem blasze, przykryć i zostawić do wyrośnięcia aż podwoją objętość, około 1 i 1/2 godziny. Rozgrzać piekarnik do 180ºC, wyrośnięte rogale posmarować rozbełtanym jajkiem i piec około 20 minut aż się ładnie zezłocą. Wyjąć rogale na drucianą siateczkę, ostudzić. Utrzeć lukier z białka i cukru pudru. Posmarować lukrem rogale. Posypać skórką pomarańczową i posiekanymi orzechami.

Tuchowska pomidorówka

W jednym z odcinków audycji Klasztorne smaki – prowadzący, Remigiusz Rączka, zawędrował do maryjnego sanktuarium w Tuchowie (nieopodal Tarnowa), prowadzonego przez ojców Redemptorystów.

Okazało się, że sztandarową tuchowską potrawą, z której słyną tutejsi ojcowie, jest zupa pomidorowa, z włoskim akcentem.
Nieraz bywałam w Tuchowie, ale nie słyszałam o tej zupie. Pewnie dlatego, że ja zawsze byłam tam jako zwykły pielgrzym, i nigdy w klasztornym refektarzu nie byłam. Ale postanowiłam odtworzyć tę zupę w domu.

Eksperyment okazał się bardzo udany; zupa jest smaczna, choć dość ostra i pikantna; moje pomidorówki są zwykle bardziej łagodne.

Potrzebne nam będą:

tyle samo bulionu i przecieru ze świeżych pomidorów

ząbek czosnku

garść bazylii

łyżka koncentratu pomidorowego

sól, cukier i pieprz

ser sałatkowy typu feta

Bulionu nie gotowałam ekstra, lecz wykorzystałam pozostałość rosołu z kury.

Pomidory (3-4 sztuki) obrałam ze skóry i poddusiłam na łyżce masła i przetarłam przez sitko. Dodałam do przecieru bazylię i zmiksowałam.

Połączyłam z bulionem, dodałam koncentrat pomidorowy i wyciśnięty ząbek czosnku, doprawiłam szczyptą cukru, solą i pieprzem. Zupa gotowa.

Ser dodaje się już na talerzu.

Do tego smażone lane kluseczki: 1 jajko, szczypta soli, 2-3 łyżki mąki – wszystko się roztrzepuje, aż powstanie ciasto o gęstości śmietany. Na rozgrzany olej wlewa się to ciasto – ja to robiłam za pomocą małej trzepaczki, formując esy floresy.

Po usmażeniu przekłada się kluseczki do talerzy z zupą.

Festiwal smaku w Lublinie

Tegoroczna edycji festiwalu „Historia smakuje” powiązana jest z odkryciem przez prof. Jarosława Dumanowskiego spisanej w połowie XVIII wieku rękopiśmiennej książki kucharskiej „Zbiór dla kuchmistrza tak potraw jako ciast robienia” należącej do Rozalii Pociejowej i potem jej córki Ludwiki Honoraty Lubomirskiej.

Oooo, jak ciekawie brzmi!

Kiedyś, ot, choćby rok temu, taka notatka o festiwalu smaku, uruchomiłaby we mnie cały ciąg myśli: co tam będzie, jakie atrakcje, jak daleko ten Lublin od Tarnowa (no, dość daleko!), jak się tam dostać (bez samochodu ani rusz), czy mimo wszystko pojechać?

Cóż, dziś, w czasie pandemii, kiedy mam poczucie, że trzeba przycupnąć na swoim miejscu jak mysz pod miotłą i po prostu przeczekać ten czas, cieszę się, że choćby w internecie mogę poczytać, jak tam było.

Fajnie byłoby posłuchać wykładów, w czasie seminarium:

  • Jarosław Dumanowski, „Dobrze zrobiwszy, jeść smaczno, aż na zdrowie będzie”. Czytanie dawnych przepisów kulinarnych
  • Agnieszka Kuś, Odrodzenie od kuchni. Renesansowy dwór Jagiellonów
  • Maciej Barton, „Szlacheckie” i „ordynaryjne”. Przepisy kulinarne Paschalisa Radolińskiego z około 1822 roku
  • Aleksandra Kleśta-Nawrocka, Piernik toruński. Historia pieprznego ciastka

Pomarzyć też można o uczcie Pociejów – kolacji historycznej w Grand Hotelu Lublinianka. Ta uczta to najważniejsze wydarzenie 12 edycji Europejskiego Festiwalu Smaku. Maciej Nowicki, szef kuchni Villa Intrata, rekonstruktor smaku w Muzeum Pałacu Króla Jana III Sobieskiego w Wilanowie oraz Maciej Barton, szef kuchni w Ostoja Chobienice, specjalista kuchni dworskiej i Marcin Nieznaj, szef kuchni restauracji BelEtage – odtworzą 7 potraw według receptur z tej odkrytej przez prof. Jarosława Dumanowskiego rękopiśmiennej książki kucharskiej.

Festiwal miał wiele imprez towarzyszących. Dla mnie najciekawszą była tzw. „debata dwóch ambon”. W kościele oo. Dominikanów w Lublinie na Starym Mieście, znajdują się naprzeciwko siebie dwie rokokowe ambony z XVIII wieku, zwieńczone baldachimem z figurami świętych Dominika i Tomasza z Akwinu. Według tradycji tu miały odbywać się dysputy z innowiercami w duchu dialogu a nie przemocy. Obecnie, od kilku lat, w ramach Dyskusji Dwóch Ambon spotykają się przedstawiciele różnych wyznań. Spotkania organizuje dominikańska Fundacja „Ponad Granicami” im. Świętego Jacka Odrowąża.

fot. Iwona Burdzanowska

W ramach tegorocznego Festiwalu Smaku debata zatytułowana była „Smak Krzyża. Krzyż u katolików i luteran” a wzięli w niej udział metropolita lubelski abp Stanisław Budzik (pochodzący z diecezji tarnowskiej) oraz Jan Cieślar z luterańskiej diecezji warszawskiej.

fot. Iwona Burdzanowska

Abp Budzik przypomniał historyczne znaczenie symbolu krzyża: przez wieki chrześcijanie w krzyżu odnaleźli cztery „smaki”:

  • Pierwsze z nich to gorzkość krzyża boleści, który był szubienicą dla szczególnie niebezpiecznych przestępców. Dziś kojarzy się z cierpieniami duszy i ciała.
  • Drugi smak to zwycięstwo, bo krzyż stał się ołtarzem ofiarnym, na którym w ludzkim ciele Bóg-Stwórca pokonał śmierć i zakrólował.
  • Ale krzyż ma też słodki smak, bo jest znakiem miłości Boga do człowieka. Z niego się karmimy, przez niego żyjemy.
  • Do tego krzyż ma smak rodzimy, bo zakorzenił się w naszej kulturze i zwyczajach. Wisi w naszych domach i miejscach dla nas ważnych.

Odnosząc się do wypowiedzi przedmówcy, bp Cieślar zwrócił uwagę, że temat Męki Chrystusa stoi w centrum teologii luterańskiej. – Jeśli porównamy życie do potrawy, to krzyż jest angielskim zielem. Jest cenioną potrawą i bez niego kubki smakowe czułyby niedosyt. Jednak samo ziele jest nie do zjedzenia. Tak też jest z krzyżem, bo jest w nim ból i śmierć. Jednak gdy zaczniemy traktować krzyż jako dar miłości i źródło życia, jawi się jako subtelne dopełnienie naszej codzienności – opisywał.

Cała luterańska teologia może być nazwana pobożnością wielkopiątkową. W tradycyjnych luterańskich domach Wielki Piatek jest dniem ciszy i postu. Krzyż jest w centrum doświadczania miłości Boga. Gorycz, kiedy niewinny zostaje skazany na śmierć, przenika się ze słodyczą, gdy pomyślimy o wykupie grzeszników– mówił luterański duchowny.

Babeczki królowej Elżbiety

Elżbieta II obchodzi w tym roku 94. urodziny. Jednak, z uwagi na pandemię i izolację, nie będzie w Wielkiej Brytanii hucznego świętowania. Ale smakosze otrzymali niezwykły prezent od królewskiego dworu. Opublikowano przepis kucharzy królowej na oryginalne czekoladowe babeczki – The Royal Pastry Chefs – ofiarowane jej w dniu urodzin.

Czemu by nie spróbować? są bardzo proste i pyszne. Może trochę za słodkie.

Te królewskie były ozdobione lukrem i emblematami królewskimi. Moje są zwykłe takie, domowe.

  • 250 g mąki
  • 300 g cukru
  • 75 g kakao
  • 1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
  • 1 płaska łyżeczka sody oczyszczonej
  • 2 jajka
  • 300 ml mleka
  • 1 łyżka octu
  • 50 ml oleju
  • 60 g masła rozpuszczonego i ostudzonego
  • 5 ml ekstraktu waniliowego
  • 100 g wiórków czekoladowych
  • Na polewę:
  • 90 g czekolady 90 %
  • 10 g masła
  • 125 g cukru pudru
  • posiekane orzechy do ozdoby

W jednej misce wymieszać mąkę, cukier, kakao, proszek do pieczenia i sodę

W drugiej misce wymieszać jajka, masło, olej, mleko, ocet i ekstrakt z wanilii.

Połączyć składniki obu mis, aż uzyskana masa będzie gładka.

Dodać wiórki czekoladowe.

Formę na muffinki wyłożyć papilotkami, nałożyć do otworów masę.

Piec w piecu nagrzanym do 160 st. C przez ok. 15-18 minut, aż będą złote i sprężyste.

Zostawić do ostygnięcia.

Zrobić polewę: stopić czekoladę i lekko ostudzić. Rozetrzeć masło i cukier puder do gładkości, dodać stopiona czekoladę, wymieszać.

Dekorować masą babeczki, posypać posiekanymi orzechami.

Zjedz za zdrowie królowej!

Ciasto marchewkowe z Marcinkowa

Wszystkim się wydaje, że ciasto marchewkowe to amerykański wynalazek. A ja, przy okazji poszukiwań genealogicznych, w pamiętniku Zofii Anny z Marcinkowa (k. Wąchocka), z czasów głębokiego PRL-u, kiedy nie śniło się nikomu o żadnych kontaktach ze „światem”, znalazłam kartkę z przepisem na placek z marchwi. Wtedy, gdy praktycznie w sklepach nic nie można było kupić, robiło się takie potrawy,  z nietypowych składników, choćby tort fasolowy.

Zrobiłam to ciasto marchewkowe. Jest pyszne. I takie proste.

  • 2 szklanki utartej marchewki
  • 2 szklanki mąki
  • 1 i 1/2 szklanki cukru
  • pół szklanki oleju
  • 2 jajka
  • 1 łyżeczka sody oczyszczonej
  • 1 i 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • przyprawa do pierników
  • rodzynki
  • 2 łyżki gęstej śmietany do posmarowania placka
  • garść posiekanych drobno orzechów do posypania

Roztrzepać jajka z olejem, dodać do pozostałych składników, dodać rodzynki, wymieszać wszystko razem.

Przełożyć masę do formy keksowej, wyłożonej pergaminem.

Piec w nagrzanym do 180 st. C piekarniku, ok. 45 minut, aż włożony w ciasto patyczek będzie suchy.

Wyjąć ciasto, posmarować śmietaną, posypać orzechami, zostawić do ostygnięcia.

Smacznego!

Jesienny piknik

Leśna polana skąpana w słońcu, szelest spadających złotych jesiennych liści, snujące się nitki babiego lata – to dobra sceneria na babskie pogaduchy.

Jest taka specjalna polana piknikowa koło Tarnowa, zaraz za Wierzchosławicami, z ławami i stołami zbitymi z drewnianych pali, z miejscem na ognisko. Ale akurat zjawiła się tam szkolna wycieczka i o ciszy można było tylko pomarzyć.  Trzeba było poszukać jakiegoś miłego zakątka, ale w tutejszych lasach o to nietrudno.

Leśne powietrze zaostrza apetyt. Kosze piknikowe są bardzo pożądane.

Co pakujecie do koszy?

U nas znalazły się:

  • panierowane paseczki indyka
  • kosteczki hiszpańskich serów z oliwkami
  • pieczywo jasne i ciemne
  • porcje sałatki (składniki sałatki: kukurydza, ananas, kosteczki szynki, jajko na twardo, ryż w kształcie łezki, cebula, troszkę majonezu, by to wszystko połączyć)
  • owoce: jabłka i winogrona
  • ciasteczka maślane tzw. konferencyjne
  • napoje: herbata, woda mineralna, coca-cola

Jak wam się podoba taka wyprawa?

Mnie bardzo, bardzo!

Regionalne wędliny z Wąchocka

Będąc w Wąchocku, warto spróbować miejscowych tradycyjnych wędlin: kiełbasy hycowanej i szynki sznurowanej.

wędliny wąchockie

Dokumenty źródłowe wskazują, że początki produkcji wędliniarskiej i rzeźniczej w Wąchocku sięgają czasów przedwojennych. W 1932 roku Stefan Nowak złożył przed komisją egzaminacyjną w Kielcach egzamin czeladniczy w zawodzie rzeźniczo-wędliniarskim. Zdobytą wiedzę i umiejętności posiadł od swojego ojca, który w latach 20. i 30. XX w. prowadził uboje oraz sprzedaż mięsa i wędlin w sklepie w Wąchocku przy ul. Kolejowej. Lata wojny to czas, w którym uboje i proste wyroby wędliniarskie robiono w konspiracji, dla potrzeb rodziny i zaufanej, niewielkiej grupy mieszkańców Wąchocka. Dopiero po wojnie 1945 r., po uzyskaniu „karty rzemieślniczej” zezwalającej na prowadzenie działalności rzeźniczo-wędliniarskiej, rozwinął się skup i ubój trzody i bydła z okolicznych wsi.

W latach 70. po rozbudowie zakładu wyroby stały się powszechne na rynku w Starachowicach, Skarżysku i okolicy. Wśród mieszkańców utarł się zwyczaj, że na wszelkie święta i uroczystości rodzinne bierze się wyroby swojskie „od Nowaka”. Popyt na produkty robione w rodzinnych firmach (prosto od rzeźnika) tradycyjnymi metodami dziś staje się coraz powszechniejszy. Decydują o tym doświadczenia rodzinne oraz przekazywane z pokolenia na pokolenia przepisy i receptury.

Kiełbasa swojska hycowana (czyli wędzona) wykonana jest według rodzinnej receptury.

Napełniana jest w naturalne jelito wieprzowe i wędzona w gorącym dymie z drewna liściastego, olchowo-dębowego. Jest lekko pomarszczona. Posiada specyficzny i bardzo intensywny zapach wędzenia oraz naturalnych przypraw, szczególnie czosnku. Na przekroju ma „oczko” – charakterystyczną cechę dla wyrobów peklowanych samą solą (bez saletry).

Produkt wpisany na listę produktów tradycyjnych w 2010 roku w kategorii Produkty mięsne w woj. świętokrzyskim. Kiełbasę w Wąchocku przygotowywano zawsze po uboju świń, przeważnie 2-3 razy w tygodniu. Było to związane z jarmarkami odbywającymi się w Wierzbniku, na których sprzedawano ten produkt.

Szynkę sznurowaną z Wąchocka cechuje specyficzny smak i zapach charakterystyczny dla szynki gotowanej i wędzonej z delikatnym bukietem zastosowanych przypraw oraz z białym wianuszkiem tłuszczu na obwodzie.

Produkt wpisany na listę produktów tradycyjnych w 2010 roku w kategorii Produkty mięsne w woj. świętokrzyskim.

Do przygotowania szynki sznurowanej wąchockiej wykorzystuje się udziec wieprzowy. Mięso naciera się mieszanką peklującą, układa w kamiennych peklownikach i pozostawia w ziemnej piwnicy na jeden do dwóch dni. Następnie przygotowuje się marynatę, w skład której wchodzi mieszanka peklująca, ziele angielskie, goździki, liść laurowy, rozmaryn oraz kolendra. Mięso zalewa się marynatą i przyciska dębową deską. Pozostawia się je na 10-20 dni. Po wyjęciu szynki osusza się ją na drewnianych kratkach. Mięso sznuruje się szpagatem, tak aby przybrało kształt zbliżony do walca. Następnie wędzi się stosując drewno dębowe i olchowe przez 1,5 do 2,5 godziny, aż szynka stanie się ciemnobrązowa. Po uwędzeniu parzy się ją w wodzie przez 1,5 do 2,5 godzin, a następnie studzi w zimnej wodzie przez 15-30 minut.

Myślę, że według tego opisu można by się pokusić o własnoręczne przygotowanie szynki domowej:)

Pierogi Mnicha

U mnie znów pierogi. Ale kto by ich nie lubił?

Tym razem są to pierogi, których recepturę opracowali bracia cystersi z Wąchocka w Świetokrzyskiem. Głównym twórcą i pomysłodawcą receptury był brat Tymoteusz, obecnie przeor i ekonom klasztoru.

pierogi mnicha

Są to pierogi ruskie, tyle że doprawione jakoś tak, że są niezwykłe. Nadzienie jest bardzo kremowe, ciasto w sam raz, ani za grube, ani za cienkie. Na wielkość – to są pierogi, nie żadne tam pierożki, duże, ładnie zawijane, widać, że ręcznie robione, bo każdy jest nieco innej wielkości. Powiem wam, że naprawdę smaczne.

Pierogi można spróbować w kawiarni cysterskiej, w murach wąchockiego klasztoru.

kawiarnia cysterska

Kawiarenka mieści się w dawnej kancelarii Domu Opata. Do dyspozycji pielgrzymów i turystów przygotowano w sumie 30 miejsc. Ściany kawiarni ozdobione są freskami, które tworzą tematyczną całość w myśl maksymy, która towarzyszy mnichom od ponad 900 lat: „Ora et labora” – módl się i pracuj. O. Tymoteusz tłumaczy jednak, że pełne znaczenie tej maksymy to: „Módl się i pracuj, i nie bądź smutny”.  „Kawiarnia cysterska” w sezonie letnim czynna jest od poniedziałku do soboty w godz. 9.30-20.00, w niedzielę i święta: 14.30-20.00.

Zakonnicy podkreślają, że pomysł utworzenia kawiarni związany jest jednym z istotnych charyzmatów cysterskich, jakim jest gościnność. – Z roku na rok nasz klasztor odwiedza coraz więcej turystów. Grupy, które odwiedzają te tereny zawsze trafiają także do nas, a w samym Wąchocku trudno było znaleźć miejsce, gdzie można na chwilę usiąść, odpocząć, coś zjeść czy też napić się kawy – opowiadają zakonnicy. Oprócz dobrej kawy i słodkości serwowane są także dania barowe, w tym „pierogi mnicha”, które mają szansę stać się sztandarową potrawą.

opactwo w Wąchocku

– Staramy się, by wszystko było wykonane z własnych produktów. To, co uprawiamy w naszym ogrodzie: cebulę, cukinię czy ziemniaki wykorzystujemy, przygotowując dania dla pielgrzymów i turystów – mówi o. Tymoteusz.

Gołąbki p. Teresy z Marcinkowa

Zagroda  w Marcinkowie, o której pisałam https://garstkasmaku.home.blog/2019/07/12/kuchnia-moich-przodkow/

pielęgnuje nie tylko pamięć o dawnym gospodarstwie wiejskim, ale i chroni dziedzictwo kulinarne przodków. Żona p. Jaruszewicza, Teresa, podyktowała mi unikalny, lokalny przepis na gołąbki z nadzieniem ziemniaczanym, który od lat, po dziś dzień, pojawia się na jej stole.

Dziękuję!

Przepis prosty, a przepyszny! Zobaczcie sami:

gołąbki z Marcinkowa

Z podanych niżej proporcji składników wyszło mi osiem niezbyt dużych gołąbków

  • 60 dag ziemniaków
  • 30 dag boczku
  • 1 duża cebula
  • sól, pieprz, majeranek
  • kapusta na gołąbki

Przygotować liście kapusty, jak na każde gołąbki, oddzielając je w gorącej wodzie od główki (z której wycięliśmy głąb), ściąć gruby nerw z każdego liścia

Boczek i cebulę pokroić w kostkę, podsmażyć na patelni (ma być sporo tłuszczu)

Obrane ziemniaki utrzeć na drobnej tarce i nie odciskając ich, przełożyć na patelnię z boczkiem. Wymieszać, doprawić solą, pieprzem, majerankiem i smażyć, mieszając, aż masa będzie gęsta.

Przestudzić, po czym formować gołąbki i dusić je w dużym rondlu, podlane osoloną wodą, aż liście kapusty zmiękną.

Podawać z sosem, np. grzybowym.

O grzyby w tym roku trudno, z uwagi na suszę, zrobiłam więc sos pomidorowy z dodatkiem pieczarek.

Zapraszam!

Kuchnia moich przodków

Kuchnię moich przodków odnalazłam w Marcinkowie, nad rzeką Kamienną, koło Wąchocka, w Świętokrzyskiem.

XIX-wieczna kuchnia

Znajduje się w zabytkowej XIX-wiecznej zagrodzie-skansenie, którą pieczołowicie ratuje od zniszczenia i zapomnienia pan Stanisław Jaruszewicz

http://www.zabytkowazagroda.pl/

https://www.facebook.com/Zabytkowa-Zagroda-w-Marcinkowie-2207678956158233/

zagroda w Marcinkowie

Jak ją odnalazłam? To efekt moich prac genealogicznych nad historią rodziny, które zajmują mi niemal każdą wolną chwilę już od przeszło roku. Okazało się, że korzenie mojego rodu są właśnie w Marcinkowie. Wtedy wystarczyła zwykła wyszukiwarka internetowa i zagroda sama weszła mi w ręce. Ściśle rzecz biorąc jest to zagroda wybudowana w 1895 roku przez moich dość odległych krewnych, nie bezpośrednich w linii prostej przodków, ale krewnymi jesteśmy na pewno.

To bardzo niezwykłe doznanie stanąć na ziemi przodków i jeszcze w dodatku zobaczyć, jak wyglądały ich domy, jak żyli.

Przeczytałam setki starych metryk urodzin, ślubów, zgonów; kiedy już poukładały mi się w drzewo wszystkie te Maryjanny i Jany, Walentowie i Feliksy, Franciszkowie i Petronele, wszyscy oni zaczęli żyć własnym życiem w mojej pamięci. Wyobrażałam sobie jak doszło do ślubu młodziutkiej siedemnastolatki z wdowcem, dlaczego w jednym małżeństwie umierało każde kolejne z sześciu urodzonych dzieci, skąd takie a nie inne imiona nadawano dzieciom….

A przede wszystkim próbowałam sobie wyobrazić dzień młodej mężatki i matki:

Pewnie wcześnie rano wstawała

izba sypialna

Doiła krowę, karmiła bydło, kury, psa

bańki na mleko

Szła do studni po wodę

studnia przodków

Myła w misce dzieci i ubierała je

kącik do mycia

Rozpalała w piecu, szykowała śniadanie – pewnie żur z chlebem, potem gotowała zupę i ziemniaki

stara kuchnia

Huśtała nogą kołyskę z niemowlęciem

kołyska

Myła naczynia i garnki i wieszała je na sztachetach płotu, by wyschły

garnki na płocie

Pewnie trzeba było zrobić jakąś przepierkę – za pomocą kijanki lub tary

tary do prania

Prasowała ciężkim żelazkiem na duszę (zauważyliście, że na żelazku jest wizerunek Opactwa Wąchockiego?)

żelazko na duszę

Ciągle było coś do zacerowania – znacie takie grzybki do cerowania? Ale kto dziś umie cerować? Ha! Ja umiem!

grzybki do cerowania

A wieczór, przy lampie naftowej, nasza Maryjanna siadała z kądzielą przy kołowrotku, albo wyszywała makatki

kołowrotki i makatki

Wszystko to zobaczycie w Marcinkowie. Oglądając zbiory w zagrodzie p. Jaruszewicza można również prześledzić dzień gospodarza domu i zobaczyć setki eksponatów, w tym bardzo bogatą kolekcję zabytkowych sztućców i galanterii stołowej, która jest obecnie prawdziwą pasją gospodarza. Warto tam zajrzeć w czasie wakacyjnych wędrówek (wcześniej trzeba uzgodnić telefonicznie wizytę 505-058-126)