Nowalijkowe sałatki

Nadszedł czas nowalijkowych sałatek. Lubię ten wiosenno-letni czas, bo jest to czas codziennych eksperymentów. Sałatki są codziennie inne, w zasadzie niepowtarzalne, zależą od tego, co akurat kupi się w jarzyniaku czy na targu. I od tego, co tam się ma w lodówce.

Dziś sałatka na bazie arbuza.

Trochę nietypowe zestawienie, bo pokrojonego arbuza połączyłam z twarogiem wędzonym, zielonymi oliwkami (myślę, że czarne byłyby lepsze!) i cienkimi piórkami cebuli. Do tego łyżka majonezu i pieprz.

Do porannej kawy, jako drugie śniadanie – super!

(Ja tak mam, że do kawy, zamiast słodyczy wolę coś pikantnego).

Sałatka z melonem

Słodycz melona przełamana serem pleśniowym, cienkimi piórkami cebuli i pieczoną szynką. Pyszne!

  • ¼ melona cantalupa
  • Pół cebuli
  • Gruby plaster pieczonej szynki
  • 2 jajka na twardo
  • Gruby plaster sera pleśniowego
  • Łyżka majonezu
  • Sól, pieprz

Melon obrać ze skóry, usunąć pestki, pokroić w kostkę.

Również w kostkę pokroić jajka, szynkę i ser pleśniowy.

Cebulę pokroić w cieniutkie piórka.

Wymieszać wszystko, doprawić solą i pieprzem, dodać majonez.

Smacznego!

Dzień pierogów

Dzień św. Jacka – 17 sierpnia – to dzień pierogów; na pamiątkę tego, że właśnie pierogami karmił on biednych. To już w moim domu tradycja, że w ten dzień zawsze na obiad są pierogi, i zwykle staram się przetestować jakiś nowy przepis na farsz.

W tym roku postanowiłam zrobić pierogi ukraińskie, z farszem ziemniaczanym; zamówiłam takie u pań Ukrainek, które również w moim mieście oferują swoje tradycyjne potrawy. Bardzo mi smakowały.

Ale kiedy robiłam farsz, miałam w domu kilka kurek (o które nie łatwo w to upalne, suche lato) i kilka pieczarek; dodałam je do farszu. Wyszło pysznie. Polecam!

  • 6-7 ziemniaków
  • 1 cebula
  • Kilka kurek, kilka pieczarek
  • Kawałek słoniny na skwarki
  • Sól, pieprz, płatki suszonego czosnku

Ziemniaki ugotować i utłuc na piure.

Kurki pokroić i podsmażyć na maśle; puszczą sok i trzeba je smażyć na małym ogniu, dopóki sok nie wyparuje. Wtedy dodajemy pieczarki i pokrojoną w kostkę cebulę oraz płatki czosnku i jeszcze trochę masła, smażymy aż wszystko będzie ładnie zrumienione.

Słoninę kroimy w kostkę i wytapiamy skwarki.

Do piure ziemniaczanego dodajemy tłuszcz ze skwarkami oraz grzyby z cebulą. Doprawiamy solą i pieprzem. Zostawiamy do ostygnięcia.

Robimy ciasto na pierogi: do mąki (ok. 30-40 dag) wsypujemy sporą szczyptę soli i zaparzamy szklanką wrzącej wody. Kiedy przestygnie, wbijamy jajko i zagniatamy elastyczne ciasto, podsypując mąką, aż nie będzie się kleić do rąk.

Robimy z ciasta wałek, kroimy na kawałki, które rozciągamy na dłoni, nakładamy farsz i zlepiamy, mocno dociskając krawędzie.

Wrzucamy na wrzącą osoloną wodę, gotujemy ok. 2 minuty od czasu ich wypłynięcia.

Najlepsze są już po ostygnięciu, odgrzewane ze skwarkami.

Podkarpackie gołąbki wigilijne

Znalazłam ten przepis (z powiatu brzozowskiego) na blogu „Trzeci talerz” i spodobał mi się. Wprawdzie było to w styczniu, więc już po okresie wigilijno-świątecznym, ale te gołąbki pasują na każdy czas. Zdecydowałam się je wypróbować, i kto wie, może włączę je do dań wigilijnych?

Farsz jest bardzo ciekawy; głównym składnikiem jest ryż oraz dwa rodzaje kaszy: gryczana i jęczmienna a także grzyby i cebula. Robiłam te gołąbki już dwukrotnie i zapewniam, że warto było!

Przepis został przeze mnie trochę zmodyfikowany; uznałam, że do farszu trzeba dodać jajko jako substancję wiążącą, gdyż kasza gryczana jest, jak wiadomo, bardzo sypka, nawet po ugotowaniu w osobnych ziarenkach,  i powodowałaby rozsypywanie się farszu. Ponadto dodałam, oprócz grzybów suszonych, również pieczarki.

  • 1 główka białej kapusty
  • 100 g ryżu
  • 50 g kaszy jęczmiennej
  • 50 g kaszy gryczanej
  • 1 duża cebula
  • garść suszonych grzybów
  • 100 g pieczarek
  • 3 łyżki masła
  • 1 jajko
  • sól, pieprz

Suszone grzyby dzień wcześniej zalewamy wodą. Namoczone gotujemy w lekko osolonej wodzie około 20 – 30 minut do miękkości. Odcedzamy grzyby i kroimy je na mniejsze kawałki, a wywar zachowujemy.

Z kapusty wycinamy głąb, po czym wkładamy ją do gotującej się, osolonej wody. Zdejmujemy kolejno liście, a następnie z każdego liścia odcinamy zgrubienie znajdujące się u podstawy.

Ryż i kasze gotujemy w osobnych garnkach, na sypko, według przepisu na opakowaniu. Cebulę kroimy w drobną kostkę, podsmażamy na tłuszczu, po czym dodajemy pokrojone pieczarki i chwilę razem smażymy. Dodajemy ugotowane suszone grzyby. Dodajemy ryż i kasze oraz jajko i mieszamy razem, po czym farsz doprawiamy solą i pieprzem. Farsz powinien być pikantny.  

Nakładamy farsz na przygotowane liście kapusty i formujemy gołąbki.

Duży garnek wykładamy liśćmi kapusty.  Układamy przygotowane gołąbki, podlewamy wodą z gotowania kapusty i wywarem z gotowanych grzybów.

Dusimy na małym ogniu lub zapiekamy w piekarniku ok. 1,5 godziny.

Podajemy z sosem zrobionym na bazie wywaru z duszenia gołąbków.

Zupa z XVI wieku

W lodówce czekał por a ja myślałam, jaką by tu ugotować zupę.

W książce Encyklopedia zup (The Soup Bible wydanej w U.K. w 1999 roku) wpadł mi w oko przepis na zupę z porów „cock-a-leekie”

W opisie podano informację: „Ten tradycyjny przepis na zupę pochodzi z roku 1598. W tych czasach przyrządzano ją z mięsa ze starego koguta (ang. cock), stąd oryginalna nazwa zupy„.

Nooo, starego koguta nie miałam, ale miałam udko kurczaka! I jeszcze skusiły mnie śliwki suszone, które należało dodać wraz z porem do zupy. O! to ciekawy trop!

Zrobiłam tę zupę. Efekt okazał się bardzo zadowalający i niebanalny.

  • 1 duże udko kurczaka
  • 1 l wywaru drobiowego (użyłam kostki rosołu z kury)
  • pęczek ziół (u mnie natka pietruszki)
  • 1/2 pora
  • 5 suszonych śliwek
  • sól, pieprz

Włóż mięso do rondla razem z wywarem i wiązką ziół, zagotuj i trzymaj na małym ogniu ok 40 minut.

Namocz śliwki, po czym przekrój je na połówki.

Pokrój por na kawałki.

Dodaj do rondla pokrojony por i śliwki, gotuj na małym ogniu ok. 20 minut.

Wyjmij zioła i kurczaka. Zdejmij z niego skórę, pokrój na kawałki i dodaj do zupy.

Jeszcze chwilę podgotuj.

Podawaj zupę z chlebem.

Tuchowska pomidorówka

W jednym z odcinków audycji Klasztorne smaki – prowadzący, Remigiusz Rączka, zawędrował do maryjnego sanktuarium w Tuchowie (nieopodal Tarnowa), prowadzonego przez ojców Redemptorystów.

Okazało się, że sztandarową tuchowską potrawą, z której słyną tutejsi ojcowie, jest zupa pomidorowa, z włoskim akcentem.
Nieraz bywałam w Tuchowie, ale nie słyszałam o tej zupie. Pewnie dlatego, że ja zawsze byłam tam jako zwykły pielgrzym, i nigdy w klasztornym refektarzu nie byłam. Ale postanowiłam odtworzyć tę zupę w domu.

Eksperyment okazał się bardzo udany; zupa jest smaczna, choć dość ostra i pikantna; moje pomidorówki są zwykle bardziej łagodne.

Potrzebne nam będą:

tyle samo bulionu i przecieru ze świeżych pomidorów

ząbek czosnku

garść bazylii

łyżka koncentratu pomidorowego

sól, cukier i pieprz

ser sałatkowy typu feta

Bulionu nie gotowałam ekstra, lecz wykorzystałam pozostałość rosołu z kury.

Pomidory (3-4 sztuki) obrałam ze skóry i poddusiłam na łyżce masła i przetarłam przez sitko. Dodałam do przecieru bazylię i zmiksowałam.

Połączyłam z bulionem, dodałam koncentrat pomidorowy i wyciśnięty ząbek czosnku, doprawiłam szczyptą cukru, solą i pieprzem. Zupa gotowa.

Ser dodaje się już na talerzu.

Do tego smażone lane kluseczki: 1 jajko, szczypta soli, 2-3 łyżki mąki – wszystko się roztrzepuje, aż powstanie ciasto o gęstości śmietany. Na rozgrzany olej wlewa się to ciasto – ja to robiłam za pomocą małej trzepaczki, formując esy floresy.

Po usmażeniu przekłada się kluseczki do talerzy z zupą.

Kapuśniorka z grzybami

Od dawna śledzę regionalne konkursy kulinarne i przeglądy. Podoba mi się idea wskrzeszania zapomnianych przepisów naszych przodków, czy choćby tylko ocalenie ich od zapomnienia. Dziś – zwyciężczyni konkursu: „Tradycyjna Potrawa Sądecka” (który odbył się w Piwnicznej Zdroju). Stowarzyszenie Koła Gospodyń Wiejskich z Zagorzyna (gmina Łącko) przygotowało zupę, która w okolicach Łącka znana jest od przeszło stu lat.

To kapuśniorka z grzybami, która skradła serca jurorów i publiczności.  

Fragment wywiadu etnograficznego przeprowadzonego z mieszkańcami Zagorzyna:

„Kwas spod kapusty rozcieńczano wodą (ok. 2 szklanki), dodawano ziele, liście bobkowe, cebulę i gotowano w garnku. Osobno gotowano suszone grzyby i gdy już były miękkie przelewano je razem z wodą do kwasu spod kapusty. Do tego dodaje się śmietanę oraz trochę mąki, aby zagęścić zupę. Osobno gotuje się ziemniaki i podaje się je na talerzu zalewając gorącą kapuściorką.  Do dnia dzisiejszego kapuśniorka z grzybami przygotowywana jest jako jedno z dań podczas kolacji wigilijnej, a także w okresie wzmożonej pracy w polu.”

Proste. Wydaje się, że nic więcej wiedzieć nie trzeba i można gotować.

Tak też zrobiłam.

To moja kapuśniorka:

Zupa jest pyszna, ma w sobie ten niepowtarzalny, wigilijny smak, to połączenie smaku grzybów i kiszonej kapusty.

Jest jednak pewien problem: skąd w mieście wziąć kwas spod kapusty? Czasem można jeszcze w małych sklepikach kupić kapustę prosto z beczki i poprosić, żeby dali nam ją z kwasem. Czasem kapustę sprzedaje się w woreczkach czy wiaderkach, gdzie trochę kwasu jest. Ale nie zawsze jest on smaczny i warto poczytać, czy nie zawiera sztucznych konserwantów.

Od smaku kwasu zależy wszystko.

Schrupane

Pojawiła się nowa ciekawostka na kulinarnej mapie Tarnowa. To mini piekarenka „Schrupane” na rogu Nowego Światu i Kopernika.



Chleb powstaje tu nie w sposób przemysłowy, z półfabrykatów, lecz jest ręcznie robiony od początku procesu do końca. Podstawowym wypiekiem jest chleb klasyczny – pszenny na żytnim zakwasie, ale są też żytnie i grahamy.
Skusiłam się, spróbowałam, choć trzeba było stanąć w sporej kolejce, by go kupić.

Tak, jest smaczny, bochenek przez około tydzień zachowa świeżość (tyle trzeba było czasu, bym zjadła ok. kilogramowy bochenek – ale do jedzenia byłam tylko ja jedna).
Jest ciemny, z dziurami, chrupiącą skórką. Kosztuje 11 zł.
Tyle tylko, że aby go kupić trzeba być na miejscu przed dziewiątą i nastawić się na ok. półgodzinne czekanie w kolejce.
Więc, żeby kupować go regularnie – to mi się nie chce.
Ale od czasu do czasu – czemu nie?
 
Na fecebooku piekarze opisują jak powstaje ich chleb i dlaczego jest go tak mało:

https://www.facebook.com/schrupane

Poczytajmy:

„Wiecie już, że chleba jest u nas o wiele mniej niż w jakiejkolwiek z okolicznych piekarni i zdecydowanie mniej niż w marketach. A my już wiemy, że nastroje w kolejce (która ku naszemu zaskoczeniu ustawia się z każdym dniem coraz to dłuższa!) są przeważnie pozytywne, przynajmniej do momentu gdy półki prezentują już tylko słoje i okruszki. Nie mamy na to sposobu. Mikro ilość. Mikropiekarnia, znaczy właśnie tyle. Chleb powstający z trzech składników jest bardzo smaczny, ale do opisania specyfiki produkcji nie pasuje słowo ani łatwa, ani szybka. A jeśli ktoś z Was zna inne mikropiekarnie, to doskonale wie, że pieczywo we wszystkich kończy się prędko. Bo chętnych jest dużo, a takiego pieczywa wydawałoby się nigdy dość.

Słyszymy często, że za mało pieczemy. Owszem potrzeby są – jak widzimy – ogromne, ale żadna pokusa zysków nie popchnie nas w stronę ułatwienia albo przyspieszenia tego procesu, bo uważamy, że to jedyna właściwa droga. Pieczemy tyle ile możemy.”

„Klasyk to pszenny chleb na żytnim zakwasie i długo, bo aż dwadzieścia godzin fermentujący. A żeby go zrobić, trzeba zacząć jeszcze dwanaście godzin wcześniej (o ile jeszcze kilka godzin wcześniej naszykowało się wystarczającą porcję zakwasu). Zawiera mąkę, wodę i sól. Tyle. Nie ma ani pół grama drożdży piekarskich a robimy go (jak wszystko inne) od zera, o co dziś zapytał jeden Pan, zawodowy piekarz. Nie używamy mieszanek piekarniczych. Mąka dociera do nas z małego rodzinnego młyna, a ziarno pozyskiwane jest lokalnie. Więc nie jest to import ani spoza kraju ani nawet regionu. W naszej ocenie trudno o lepszą i rozsądniejszą pszenicę. Znalazłaby się w kraju i taka certyfikowana, ale to z kilku powodów problematyczna sprawa. W klasyku jest pszenica w dwóch postaciach, bo cześć to mąka chlebowa, ale też znaczna część to mąka z pełnego przemiału, zresztą zarówno pszenna jak i żytnia, które nie tylko wnoszą plejadę minerałów, ale też napędzają fermentację i na końcu karmelizację. Woda – drugi składnik, to ta, którą sami chętnie pijemy – woda z miejskiego wodociągu. A sól przysyła Kopalnia Soli w Kłodawie. Czysty chlorek sodu i minerały. Żadnych antyzbrylaczy i innych niepotrzebnych wynalazków.

Smak to balans między tym co zrobię ja a tym co przez te godziny fermentacji zrobi z ciastem zakwas – dzikie drożdże, enzymy i bakterie kwasu mlekowego, które dodatkowo trawią za nas te trudniejsze elementy, np. nautralizują kwas fitynowy, dzięki czemu można nie tylko zjeść w wilczym głodzie nawet pół bochenka i nie będzie się cierpiało z tego powodu, ale też przyswoi się więcej mikroelementów niż z tej samej porcji zbóż, ale niesfermentowanych.

A na koniec jeszcze dwa słowa o licu. Bo jak pewnie zauważyliście, pieczemy chleby przynajmniej na tyle, by nie opuszczały komory pieca bez wyraźnego rumieńca. A niektóre partie nawet mocniej – tak jak najbardziej lubimy. Niektórzy już się przekonali, że te dobrze wypieczone egzemplarze nie tylko dłużej zachowują chrupkość, ale też mają pełniejszy smak.”

Czas nowalijkowy zaczynam od szpinaku

Wiosna i nowalijki, które zaczynają się pojawiać, obudziły chęć na kulinarne eksperymenty. Zaczynam od szpinaku. A konkretnie od zupy szpinakowej.

Bo skoro tak lubię zupę szczawiową, to i szpinakową powinnam polubić.

Zapraszam!

  • dwie garście świeżego szpinaku + łyżka masła
  • pół cebuli
  • 2 łyżki mrożonki warzywnej krojonej w paseczki
  • 2 łyżki drobnego makaronu typu zacierka
  • 2-3 łyżki gęstej śmietany
  • sól, pieprz, czosnek niedźwiedzi i granulowany
  • jajka na twardo (po 1 na porcję)

Cebulę pokroić w kosteczkę, zalać wodą.

Kiedy się zagotuje, dodać mieszankę warzywną i po paru minutach, kiedy ponownie się zagotuje – zacierkę makaronową, lekko osolić.

Gotować do miękkości makaronu.

W tym czasie przygotować szpinak: opłukać go, dobrze odsączyć, posiekać, po czym przesmażyć na łyżce masła. Dodać do zupy.

Dodać śmietanę i doprawić solą, pieprzem i czosnkiem.

Podawać z pokrojonym jajkiem.

Zdecydowanie lubię tę zupę!

Kolorowe pulpety

Ostatnia moja pasja to efekt mozaiki w potrawach, zwłaszcza mięsnych. Nadziewane mięsa, zwijane rolady, klopsy z nadzieniem. Kiedy się rozkroi, widać kolorowe kropki, prostokąty czy koła warzyw, owoców itp.

Dziś zapraszam na pulpety w kolorowe kropki

  • 30 dag mięsa mielonego (ja miałam mieszane)
  • mała cebula
  • garść groszku i marchewki z mrożonki
  • jajko
  • sól, pieprz
  • bułka tarta
  • dowolny bulion (miałam z kury) lub nawet po prostu woda
  • łyżka masła

Wyjąć z mrożonki garść groszku i marchewki, włożyć do miseczki, niech się rozmraża.

Mięso przełożyć do salaterki, dodać posiekaną drobniutko cebulkę, jajko, sól, pieprz, dobrze wyrobić, aż jajko zostanie wchłonięte przez mięso. Dodać groszek i marchewkę, wymieszać.

Uformować małe pulpeciki, otaczając je lekko w bułce tartej.

W szerokim rondlu podgrzać bulion, dodać łyżkę masła, wkładać pulpety i dusić pod przykryciem, obracając je kilka razy.

Podawać z ziemniakami pure lub grubymi rurami makaronowymi.