Kuchnia filmowa – mediolańska

Tyle razy już przygotowywałam menu włoskie na przyjęcia towarzyszące oglądaniu filmów, że kolejne mnie trochę przerażało; przecież wszystko już było! co by tu podać?

Ale tym razem rzecz okazała się nie taka zła; akcja filmu, który mieliśmy oglądać toczy się w północnych Włoszech, w Mediolanie, stolicy Lombardii. Tego rejonu jeszcze „nie przerabialiśmy”. Pomocą okazała się nieoceniona książka „Culinaria Italia”, kompendium wiedzy o włoskiej kuchni.

A film, który oglądaliśmy to „Chleb z nieba” – opowieść o niewidzialnym dziecku. Rzecz dzieje się współcześnie; w centrum Mediolanu, w Wigilię Bożego Narodzenia, dwójka bezdomnych znajduje na śmietniku niemowlę. Okazuje się jednak, że nie wszyscy je widzą. Kto je może zobaczyć? Film kończy się pytaniem: czy ty, widzu, zobaczyłbyś to dziecko?

Jako, że ciągle jesteśmy jeszcze w okresie świątecznym, choinki ciągle w domu są, dekoracja stołu też była świąteczna: motyw choinki na obrusach, choinki w menu, gwiazdy betlejemskie na stole.

Do filmu: kawa i babka panettone (mediolańska specjalność) oraz ciasteczka amaretti i sfogliatine

Kolacja:

Talerz włoskich wędlin i serów jako przystawka

Krem z dyni z pierożkami tortellini

Kotlet alla milanese z panierowanymi jarzynami

Wino czerwone wytrawne Nero d`Avola (sycylijskie, bo Lombardia nie jest rejonem, który słynąłby z win, raczej nie spotkamy ich w naszych sklepach)

Kulinarnie z filmem Clinta Eastwooda

Na kwietniowym filmowym party oglądaliśmy „Medium” w reż. Clinta Eastwooda – przejmujący film o człowieku, który miał dar (czy też przekleństwo) kontaktu ze zmarłymi. Wielu ludzi dałoby wszystko, aby pomógł im w spotkaniu z osobami, które już odeszły. Jednak on nie potrafił już z tym dalej żyć. Czy ma szansę na normalne życie? W filmie splatają się losy ludzi z San Francisco, Paryża, Londynu. Jedną z osób główny bohater filmu poznaje na kursie gotowania, poświęconego kuchni toskańskiej.

Stąd menu kolacji towarzyszącej filmowi.

menu_do_filmu_mediumfilm_medium

Jako pierwsze danie podałam spaghetti z toskańskim sosem pomidorowym według genialnego przepisu Tessy Capponi-Borawskiej (z książki Moja kuchnia pachnąca bazylią)

spghetti_z_sosem_toskaskim

Danie główne to kotlet z indyka duszony w wermucie z oliwkami (według przepisu Frances Mayes z książki Pod słońcem Toskanii).

indyk_z_oliwkami

Do kawy: czekoladowy mazurek św. Katarzyny (podobny do włoskich ciasteczek cantucci, tyle że nie tak twardy)

mazurek_czekoladowy_sw_Katarzyny

Włoska kuchnia Sophii Loren

Kolejne, filmowe spotkanie i kolejny już raz kuchnia włoska (film, który oglądamy to włoska komedia „Jak Bóg da” w reżyserii Edoardo Maria Falcone)

Nie bardzo miałam pomysł, co podać, bo kuchnia włoska była już u mnie tyle razy…

Przypomniałam sobie o kupionej niedawno książce aktorki Sophii Loren „W kuchni z miłością” i stamtąd wzięłam przepisy.

v_menu_spotkania

Jako przekąskę podałam deskę serów i wędlin z dodatkiem pieczywa

v_deska_serw_i_wdlin

Zupa neapolitańska, porowo-serowa

zupa_neapolitaska1

Główne danie to rolada z piersi indyka nadziewana cielęciną z dodatkiem duszonej marchwi i brokuła

v_rolada_z_indyka_z_cielcin_i_jarzynami1

Na deser podałam lody z sałatką z kiwi i łyk benedyktynki

v_deser_lody_i_kiwi

v_benedyktynka

A przy oglądaniu filmu, do kawy były pączki – jako że właśnie były ostatki

v_pczki_do_kawy

Jeszcze krótko o filmie (z portalu filmweb): „Tommaso to ceniony rzymski kardiochirurg. I ateista. Wraz z żoną Carlą i dwójką dorosłych już dzieci tworzą modelową, nowoczesną, mieszczańską rodzinę. Przynajmniej tak im się wydaje. Gdy ich syn zapowiada, że ma rodzinie coś ważnego do powiedzenia, ojciec jest przekonany, iż jego latorośl ma zamiar wyznać im, że jest gejem. Programowo brzydzący się dyskryminacją Tommaso jest dumny, że nadarza się okazja, by udowodnić sobie i całemu światu, jak otwartym i tolerancyjnym jest człowiekiem. W końcu przychodzi dzień „coming outu” i Andrea wyznaje: „Postanowiłem zostać… księdzem”. I się zaczyna!!! …..

Filmowe party pełne wyzwań

Proponuję małą przerwę w przygotowaniach świątecznych!

Rzućmy okiem na menu, inspirowane kuchnią włoską, towarzyszące najnowszemu filmowi Lecha Majewskiego „Onirica”. Główny bohater zafascynowany jest „Boską Komedią” Dantego – stąd ta kuchnia włoska w menu.

Było klasycznie: sałatka capricciosa na przystawkę, tagliatelle z sosem pomidorowym z boczkiem jako danie pierwsze, cielęcina z dodatkiem brukselki jako danie główne, i ciasteczka „róże pustyni” do kawy.

capricciosa

tagliatelle

cielęcina z brukselką

róże pustyni

Ale tak bardzo prosto jednak nie było.

Jedna osoba nie mogła być na party, druga osoba mogła być na projekcji filmu, ale nie na kolacji, a jeszcze jedna w przeddzień przyjęcia zadzwoniła, że właśnie jest na detoksie i może jeść aktualnie tylko warzywa, z przyprawami, owszem, ale bez soli i cukru.

Oh, la la!

Czyli były dwa rodzaje potraw na jednym przyjęciu, dedykowane konkretnym osobom.

No – przyznam, że to było wyzwanie. Bardzo ciekawe zresztą.

Dania klasyczne miałam właściwie prawie gotowe. Została do wymyślenia i wykonania dieta.

Wpadłam do warzywniaka, i zgarnęłam, co mi tam wpadło w rękę: marchewkę, pietruszkę, kalafior, brokuł, por, paprykę. Cebulę i pomidory miałam w domu.

Przyznam, że jestem dumna przede wszystkim z tych dań dietetycznych, bo mimo tych szalonych ograniczeń udało się wydobyć naturalny smak jarzyn, nie przytłumiony cywilizacyjnymi polepszaczami.

Zrobiłam capriciosę w wersji fit: marchewka, seler i papryka pokrojone w julienkę, z przyprawami.

Do tego bulion warzywny, długo gotowany, żeby wydobyć smak warzyw, doprawiony wyłącznie pieprzem, czosnkiem niedźwiedzim, mieloną papryką, majerankiem.

Danie pierwsze w wersji fit: to „niby-taglietelle” z cukinii i marchewki, leciutko podduszone w wodzie, bez grama tłuszczu i soli.

Danie główne to talerz gotowanych na parze warzyw.

Człowiek na diecie był zadowolony.

surówka dla Tomka

tagliatelle z cukinii

warzywa dla Tomka

I jeszcze parę słów o filmie.

„Onirica” Lecha Majewskiego w warstwie epickiej opowiada o próbie uporania się bohatera, młodego naukowca, z nagłą, tragiczną śmiercią swojej ukochanej. Porzuca on karierę naukową, zaczyna pracować w supermarkecie, ale ucieka wciąż od świata realnego w świat snu. A w świecie jawy towarzyszy mu słuchany w oryginale poemat Dantego, „Boska komedia”.

Mamy tu, u nas, w naszym małym gronie, w którym się spotykamy, takich reżyserów, na których filmy czekamy, którym ufamy, i decydujemy się na ich oglądanie, w ciemno. Do nich należy Lech Majewski. Umie on stworzyć świat, który nie jest płaski, rozgrywający się tylko na płaszczyźnie zdarzeń, ale sięga o wiele głębiej, w myśli i uczucia człowieka. Kiedy gaśnie światło, zsuwa się z sufitu ekran kina domowego, zaczyna szumieć projektor – ogarnia nas magia kina Majewskiego, choć może nie wszystko od razu jest jasne i jednoznaczne.

Jak mówią krytycy – „Po „Ogrodzie rozkoszy ziemskich” i „Młynie i krzyżu” – „Onirica” jest trzecim filmem Majewskiego, którego bohater szuka ratunku w dawnej sztuce. Traktuje ją jak religię, ale w większej jeszcze mierze – jak naukę prowadzącą do metafizycznego poznania.

Reżyser mówi tak: „Nie mogę wyjść z podziwu dla naszych wielkich starszych kolegów. Bo przecież Bosch, Giorgione czy Bellini nie byli bogami, tylko naszymi kolegami! Ciężko pracowali, żeby odnaleźć formułę, dzięki której można było dać ludziom przeczucie harmonii i pootwierać im bramy nieba. Doceniam nowoczesność, wszyscy z niej wyszliśmy, ale nie mogę się pogodzić z celebrowaniem ohydy, która stała się dziś rodzajem obowiązkowego akademizmu”.

Kuchnia włoska Giancarlo Russo w mojej kuchni

Oglądałam p. Giancarlo Russo – włoskiego kucharza, osiadłego w Polsce – w jednym z odcinków Top Chefa, i choć jego podejście do zawodników było wówczas dość kontrowersyjne (zaraz napiszę dlaczego tak myślę), to jednak jest uznanym autorytetem włoskiej sztuki kulinarnej; kiedy więc zaczęłam przygotowywać się do party, inspirowanego kuchnią Włoch, zaraz pomyślałam o nim, zwłaszcza że mam jego książkę „Kuchnia włoska bez granic”

Szukałam pomysłu na danie główne, mięsne, i wpadł mi w oko przepis na eskalopki cielęce. Próba dania wyszła super smacznie

escalopki cielęce

Tyle tylko, że nie uwierzyłam tak do końca p. Giancarlo; bo popatrzcie: na 60 dag cielęciny pokrojonej w plastry i 100 ml bulionu, p. Russo zaleca dodanie soku aż z dwóch cytryn (!) Wydawało mi się, że to strasznie dużo, i zaczęłam bardzo ostrożnie dawkować sok. Po dodaniu soku z połówki cytryny, uznałam, że basta! Wystarczy.

To teraz pełny przepis a`la Giancarlo Russo

60 dag pieczeni cielęcej

1 cebula

100 ml bulionu wołowego

Sok z połówki cytryny

Sól, pieprz młotkowany

Oliwa extra vergin

Mąka do obtoczenia

Mięso natrzeć lekko solą i pieprzem, włożyć do miski, skropić oliwą i niewielką ilością soku z cytryny, przykryć folią i marynować w lodówce 2-3 godziny (ten etap przygotowania to mój pomysł)

Następnie pokroić mięso w plastry, lekko rozbić je tłuczkiem i obtoczyć w mące.

W dużym rondlu rozgrzać oliwę z oliwek, zeszklić cebulę pokrojoną w cienkie półplastry, dodać plastry mięsa, obsmażając je z obu stron, po czym zalać je bulionem i sokiem z cytryny. Dodać otartą skórkę z tej połówki cytryny (w przepisie p. Russo tego nie było, ale na zdjęciu tej potrawy w książce skórka jest)

Dusić do miękkości i znacznego zredukowania się sosu.

Doprawić solą i pieprzem.

I teraz następne moje odstępstwo od przepisu p. Giancarlo: twierdzi on, że mięso powinno się podawać od razu po przygotowaniu i nie należy go odgrzewać. Ja jednak uważam, że mięso przygotowane w takim sosie, nabiera pełnego smaku dopiero po pewnym czasie i proces wystygnięcia i ponownego podgrzania robi mu bardzo dobrze.

Zdaję sobie oczywiście sprawę, że pewnie nie jest to już włoska sztuka kulinarna. O.k. – dlatego od razu mówię, że to tylko inspiracja kuchnią Włoch. Bo przyznam się, że baaardzo, bardzo trudno jest mi uwolnić się od przyzwyczajeń kuchennych i zrobić coś dokładniuteńko według czyjegoś przepisu.

I teraz właśnie wracamy do Top Chefa. Wystąpił tam dokładniutko ten sam problem; uczestnicy próbowali przygotować włoskie dania, dodając tam swoje pomysły i inspiracje. Mnie się to wydawało jak najbardziej w porządku, w końcu wnosili w interpretację dań swój kunszt kulinarny. Ale p. Giancarlo był innego zdania. Danie ma być zrobione dokładnie tak, jak on kazał, jota w jotę. Jak ktoś zrobił inaczej – kazał danie wyrzucić do kosza i zacząć od nowa. Czyli sprowadził ich do roli rzemieślników, podkuchennych, można by powiedzieć. Gdyby to była jego restauracja – to o.k. Ale ogólnie ujmując problem sztuki kulinarnej – to jednak – moim zdaniem – nie o to chodzi.

Neapolitańskie zoppoli z kalafiora

To moje najnowsze odkrycie kulinarne

zoppoli

Podałam je jako dodatek do warkocza z polędwiczek; jest to popularna włoska przekąska, sporządzana z warzyw otoczonych ciastem drożdżowym i smażona w głębokim tłuszczu. Pamiętam to danie z kuchni po drugiej stronie Adriatyku, z Czarnogóry; zajadałam się warzywami smażonymi w cieście. Jak dla mnie – pycha! Przepis na kalafiorowe zoppoli znalazłam na blogu „Kuchnia pod wulkanem”.

 Proporcje są w sam raz na 4-5 osób

Pół niezbyt dużego kalafiora

Na ciasto:

200 g mąki

250-300 ml ciepłej wody (może być potrzebne trochę więcej)

10 g świeżych drożdży

Łyżeczka soli, szczypta pieprzu

3 łyżki drobno startego sera pecorino lub parmezanu

Kalafiora gotujemy (musi pozostać jędrny), studzimy, dzielimy na różyczki.

Drożdże rozpuszczamy w ciepłej wodzie, wlewamy do mąki, mieszając, by nie było grudek. Dodajemy sól – ma powstać dość rzadkie ciasto. Dodajemy stary ser, pieprz, różyczki kalafiora. Przykrywamy ściereczką i odstawiamy na ok. 2 godziny w ciepłe miejsce do wyrośnięcia.

Po tym czasie rozgrzewamy w głębokiej patelni lub rondlu olej i nakładamy porcje ciasta łyżką. Smażymy z obu stron na złoty kolor.

Odsączamy na papierowym ręczniku. Lekko solimy z wierzchu i podajemy.

Można podawać na zimno i na ciepło. Na ciepło jest lepszy.

Menu filmowego party

stół na party

Oglądaliśmy film „Celestyn V”, którego każdy z nas był ciekaw, bo okazało się, że papież Benedykt XVI nie był wcale pierwszym papieżem, który zrezygnował z urzędu. Dość dawno temu, u schyłku XIII wieku, taką samą decyzję podjął papież Celestyn V – Włoch, pustelnik, zamieszkujący przed wyborem u podnóża góry Morrone k. Neapolu.

film Celestyn V

Miałam właściwie łatwe zadanie przy konstruowaniu menu do kolacji towarzyszącej filmowi: włoska i papieska. Dużo o tym pisano, mam kilka książek na ten temat, ale …. zawsze jest jakieś ale, prawda?

Otóż na naszych spotkaniach już kilkakrotnie ta właśnie kuchnia występowała, a nie chciałabym się powtarzać. Potrawy z uczt koronacyjnych papieży, ulubione papieskie – wszystko to już było.

Ostatecznie wyszukałam z potraw włoskich głównie te z rejonu Neapolu (region Kampanii) i menu było następujące:

menu papieskie

Przystawka: zielona, z sałaty lodowej i rzymskiej, z winogronami i mozarellą z winegretem, z bagietką wiejską, na zakwasie (mozarella to w Kampanii klasyk Nr 1)

sałata

chleb i sztućce

Danie pierwsze – we Włoszech jest to zwykle jakaś pasta (makaron) – u mnie były tortellinii alla pappalina, z sosem grzybowym. Tu poszłam troszkę na łatwiznę; różnego rodzaju pierożki kupiłam gotowe (tortellini, cappeletti, ravioli), a własnoręcznie przygotowałam jedynie sos grzybowy (z suszonych prawdziwków i świeżych pieczarek)

pierożki

Daniem głównym  powinno być mięso (lub ryba) otoczone warzywami; zdecydowałam się na warkocz z polędwiczek wieprzowych, ułożonych na fasolce szparagowej, z dodatkiem zoppoli z kalafiora i plastrami batatów

warkocz z polędwiczki

Zoppoli (zeppole) to typowa neapolitańska przekąska z warzyw smażonych w cieście drożdżowym (zoppoli z kalafiorem smaży się w Neapolu zawsze na Wigilię)

 Towarzyszyło temu wino Châteauneuf-du-Pape; jest to wprawdzie wino francuskie, z okolic Awinionu, ale do kolacji papieskiej (choć włoskiej) aż się prosiło

wino

Wina te rozsławił na przełomie XII  i XIII w. zachwycony nimi papież Jan XXII, w czasach tzw. Niewoli awiniońskiej papieży. Nazwę Châteauneuf-du-Pape (Nowy Zamek Papieża) usankcjonowano w 1893 roku. Nawiązanie do nazwy widoczne jest też na butelce – znajdziemy na niej papieską tiarę nad dwoma kluczami świętego Piotra. Wokół tego emblematu, wytłoczone są gotyckie litery tworzące napis: Châteauneuf-du-Pape.

 Postanowiłam podać po kolacji deser (mimo, że osobiście tego nie lubię; psuje mi wspomnienie smaku), ale uczestnicy byli z tego bardzo zadowoleni. Podałam lody czekoladowe z sorbetem z pomarańczy.

Dominującym kolorem był kolor papieski, żółty.

żółty tulipan

Kolacja na toskańskiej prowincji

Kuchnia toskańska to temat główny mojego kolejnego przyjęcia tematycznego. Dlaczego kuchnia toskańska? Towarzyszyła oglądanemu filmowi Andrieja Tarkowskiego „Nostalgia”, a tam główna akcja toczy się na toskańskiej prowincji, w miejscowości Bagno Vignone, koło Sieny, w centrum Toskanii. Pewnie wiele osób ma w oczach toskańskie krajobrazy: soczystą zieleń rozległych pól, obramowaną ciemną zielenią stojących równym rządkiem cyprysów, domy w kolorze sieny palonej, ochry, żółci i wyblakłej bieli. Na początku jesieni zieleń Toskanii nabiera coraz więcej żółtych, spłowiałych nut, dlatego też ten kolor był bazą wystroju stołu.

stół toskański

Do kawy, towarzyszącej filmowi wybrałam najsławniejszy sieneński smakołyk: panforte – ciasto korzenne z migdałów, orzechów laskowych, skórki pomarańczowej, miodu i mąki. Jest to w zasadzie ciasto jedzone w Boże Narodzenie, ale z uwagi na turystów – do kupienia o każdej porze roku.

panforte

Do tego wspaniały toskański cytrynowy likier: limoncello i kawa Lavazza (nieodmiennie uważam, że to najlepsza kawa na świecie! Oczywiście ta 100-procentowa arabica)

limoncello

Wino, które najczęściej kojarzone jest z Toskanią – to czerwone wytrawne chianti (te najlepsze mają znak czarnego koguta na etykiecie), ale tak naprawdę najlepsze jest tutaj Brunello di Montalcino, dojrzewające nie krócej niż 4 lata, wytwarzane ze szczepu Sangiovese. I to właśnie wino wybrałam do naszej kolacji.

brunello

Jak wyglądało menu:

toskańskie menu

Najbardziej charakterystyczna przystawką kuchni toskańskiej jest panzanella: czyli sałatka z pomidorów, cebuli, bazylii, oliwy i suchego namoczonego chleba. Podawałam ją jednak już kiedyś na naszym party, więc tym razem zrezygnowałam z niej, na rzecz pinzimonio – chrupiących świeżych kawałków warzyw podanych z dipem do maczania (u mnie była to odmiana vinegretu z sokiem pomarańczowym).

pinzimonio

I nie oparłam się pokusie kanapki; a tych we Włoszech jest mnóstwo: prostokątna pannini z ciabatty, grzanka bruschetta z pomidorem i mozarellą, grzanka crostini z pastą z wątróbek drobiowych, trójkatny sandwich tramezzini z majonezowym nadzieniem z kurczaka. Wybrałam tramezzini:

tramezzini

Tramezzini podano po raz pierwszy w 1925 roku w Caffe Mulassano w Turynie; do dziś kawiarnia istnieje i oferuje ponad 40 rodzajów kanapek, a twórcą ich nazwy jest pisarz Gabriele D`Annunzio.

Następnie podałam zupę – wybrałam ribollitę, chyba najsłynniejszą zupę toskańską; jej nazwa znaczy – ponownie gotowana; gotuje się ją jak polski bigos, kilka dni, codziennie podgrzewając, by smaki doskonale sharmonizowały się. Podstawowe składniki ribollity to fasola, kapusta i pomidory, ale obowiązkowo musi być też obecny czerstwy chleb, najlepiej ten toskański, pieczony bez soli. Najczęściej turyści uważają że ten chleb jest wstrętny, bez smaku, i nie przyjmują do wiadomości, że robi się go głównie jako neutralne tło do sosów i zup. W naszej zupie był zwykły, polski chleb

ribollita

Nie ma Italii, w tym także i Toskanii, bez pasty (makaronu). Na party przygotowałam tagliatelle (oryginalne, toskańskie) z pancettą (dojrzewający w soli i przyprawach suszony boczek) oraz grzybami (prawdziwkami) – bo Toskania to prawdziwy raj dla grzybiarzy. Dodatkiem do sosu były orzeszki pinii, smakołyk, z uwagi na cenę trudno dostępny, ale też nie ma się co dziwić, bo te drobinki, kremowe perełki, są po prostu obranymi z łusek, jadalnymi nasionami sosny, więc dość to pracochłonne jest, a poza tym, ile szyszek trzeba na kilka deko nasionek! Ale trzeba przyznać, że pini są pyszne.

tagliatelle

Jako główne danie wybrałam schab w sosie jabłkowo-porowym, według przepisu Leonardo da Vinci. Wykorzystałam tu książkę autorstwa Dave’a DeWitta Kuchnia Leonarda da Vinci, rozpatrującą tematykę historii włoskiej od renesansu po czasy współczesne od strony kulinarnej.

 Mięsa we włoskiej kuchni powinny być ugarnirowane jarzynami, przy czym raczej nie wchodzą tu w grę ziemniaki; często jest to cukinia, fasolka, bakłażan, groszek. Zdecydowałam się na fasolkę szparagową i smażone płatki cukinii.

schab Leonarda

Właściwie najbardziej charakterystycznym mięsem jadanym w Toskanii są bistecci alla fiorentina – solidny plater wołowiny rasy Chianina, z chrupiąca skórką, opiekany na rozżarzonym węglu drzewnym. Ale u nas trudno kupić wołowinę na steki, a próby podróbek z twardego mięsa naszych krów kończą się porażką.

Do zobaczenia na przyjęciu za miesiąc! Tym razem w kuchni indyjskiej.

Piemoncka kolacja singielki

Niedzielny program TV Roberta Makłowicza pokazywał piękno i smak Turynu, stolicy włoskiego Piemontu. Spodobała mi się potrawa, którą przyrządzał: papardelle z grzybami w sosie barbaresco i pomyślałam sobie, że to byłaby miła kolacyjka. Trochę zmodyfikowana i dla singielki, bo niektóre składniki (np rodzaj wina i makaronu) trzeba było zastąpić podobnymi, a ilości składników, którymi dysponowałam w niedzielne popołudnie były śladowe wręcz, w sam raz dla odchudzającej się singielki:)
Ale wyszło pysznie.
Voilà! – jak mawia pan Robert:


piemoncka kolacja singielki

garść makaronu
kromka chleba na grzanki
4 łyżki masła
1 mała cebulka
2 podgrzybki
100 ml pulpy pomidorowej
lampka czerwonego wina wytrawnego
sól, pieprz

Z kromki chleba odciąć twardą skórkę, pokroić ją na drobne grzanki, zrumienić na łyżce masła, odstawić.
Na patelni rozgrzać dwie łyżki masła, dodać posiekaną bardzo drobno cebulkę i zeszklić ją. Oczyszczone grzyby pokroić w plasterki i dodać na patelnię. Posolić i popieprzyć całość, tak aby grzyby puściły sok. Dusić ok. 5 min.
Wlać pulpę pomidorową i wino na patelnię. Doprowadzić do wrzenia i ponownie dusić na małym ogniu ok. 20 min. aż sos zgęstnieje.
Na koniec rozjaśnić sos łyżką masła, zdjąć z ognia.
Ugotowany makaron wymieszać dokładnie z sosem na patelni, przełożyć na talerz i posypać chrupiącymi grzankami.

Pierś kurczaka z kuchni renesansowej

Świetna smakowo propozycja z „Kuchni Leonardo da Vinci” i w dodatku bardzo prosta: pierś kurczaka duszona w soku z czerwonych winogron
kurczak w winogronach

4 pojedyncze piersi kurczaka
50 g boczku
kiść czerwonych winogron, najlepiej niedojrzałych – ok. 1/2 kg
cytryna
szklanka soku z czerwonych winogron bez cukru
pół szklanki bulionu z kurczaka
natki pietruszki
szczypta szafranu
sól, pieprz, oliwa
oraz łyżka masła + łyżka cukru

Piersi kurczka podzielić na kawałki, posolić, popieprzyć, ułożyć w misce, skropić oliwą, częścią soku winogronowego i sokiem z połówki cytryny.
Przykryć folią i marynować przez noc w lodówce.
Następnie pokroić boczek w kostkę i obsmażyć go w rondlu. Kostki boczku wyjąć, a na wytopionym tłuszczu obsmażyć z każdej strony kawałki kurczaka.
Zlać tłuszcz (jeśli został), do piersi wlać bulion, dodać przekrojone na pół i pozbawione pestek 24 szt winogron, dolać nieco soku winogronowego i soku z cytryny. Przykryć i dusić na wolnym ogniu ok. 30 minut. Winogrona stracą kolor i trochę się rozciapią, ale oddadzą cały swój pyszny smak.
Doprawić, dodać skwarki z boczku, pietruszkę i szafran.
Pozostałe winogrona przekroić na pół, usunąć pestki. Na łyżce masła skarmelizować łyżkę cukru, dodać winogrona, chwilę przesmażyć.
Podawać kurczaka z sosem, a obok ułożyć winogrona w karmelu.