Chciałabym pójść do takiej restauracji

Epidemia zmieniła nam życie. Nic, co nas cieszyło, nie jest już takie same, i pewnie długo nie będzie. Nawet nie myślałam, że znów będę chciała pójść do restauracji, nie w takim kształcie. Ale kiedy zobaczyłam propozycję restauracji The Inn at Little Washington – pomyślałam, że to jest pomysł.

Popatrzcie:

Uznany szef kuchni trzygwiazdkowej restauracji – Michelin Patrick O’Connell – postanowił wypełnić obowiązkowe puste stoliki w swoim lokalu – manekinami. Będą one  ubrane w kostiumy teatralne, dzięki czemu przyciągną uwagę i zaciekawią gości.

Wydaje mi się, ze to super pomysł!

Winiarnia Porta Sei

Fajny lokalik na małe co nieco w Tarnowie (Sowińskiego 13)

Lampka wina, pizza, sałatka, kawa, jakieś ciastko. Lokal jest malutki, przytulny, dobry na pogaduchy. Pizza z rukolą była pyszna!

Można tu także kupić wino – duży wybór

Pierogi Mnicha

U mnie znów pierogi. Ale kto by ich nie lubił?

Tym razem są to pierogi, których recepturę opracowali bracia cystersi z Wąchocka w Świetokrzyskiem. Głównym twórcą i pomysłodawcą receptury był brat Tymoteusz, obecnie przeor i ekonom klasztoru.

pierogi mnicha

Są to pierogi ruskie, tyle że doprawione jakoś tak, że są niezwykłe. Nadzienie jest bardzo kremowe, ciasto w sam raz, ani za grube, ani za cienkie. Na wielkość – to są pierogi, nie żadne tam pierożki, duże, ładnie zawijane, widać, że ręcznie robione, bo każdy jest nieco innej wielkości. Powiem wam, że naprawdę smaczne.

Pierogi można spróbować w kawiarni cysterskiej, w murach wąchockiego klasztoru.

kawiarnia cysterska

Kawiarenka mieści się w dawnej kancelarii Domu Opata. Do dyspozycji pielgrzymów i turystów przygotowano w sumie 30 miejsc. Ściany kawiarni ozdobione są freskami, które tworzą tematyczną całość w myśl maksymy, która towarzyszy mnichom od ponad 900 lat: „Ora et labora” – módl się i pracuj. O. Tymoteusz tłumaczy jednak, że pełne znaczenie tej maksymy to: „Módl się i pracuj, i nie bądź smutny”.  „Kawiarnia cysterska” w sezonie letnim czynna jest od poniedziałku do soboty w godz. 9.30-20.00, w niedzielę i święta: 14.30-20.00.

Zakonnicy podkreślają, że pomysł utworzenia kawiarni związany jest jednym z istotnych charyzmatów cysterskich, jakim jest gościnność. – Z roku na rok nasz klasztor odwiedza coraz więcej turystów. Grupy, które odwiedzają te tereny zawsze trafiają także do nas, a w samym Wąchocku trudno było znaleźć miejsce, gdzie można na chwilę usiąść, odpocząć, coś zjeść czy też napić się kawy – opowiadają zakonnicy. Oprócz dobrej kawy i słodkości serwowane są także dania barowe, w tym „pierogi mnicha”, które mają szansę stać się sztandarową potrawą.

opactwo w Wąchocku

– Staramy się, by wszystko było wykonane z własnych produktów. To, co uprawiamy w naszym ogrodzie: cebulę, cukinię czy ziemniaki wykorzystujemy, przygotowując dania dla pielgrzymów i turystów – mówi o. Tymoteusz.

Lubicie jedzenie z food trucków?

Dawniej modne były zapiekanki z przyczepy samochodowej, dziś święcą triumfy dania z food trucków – mobilnej małej gastronomii, oferującej przeróżne rodzaje kuchni światowej.

W poprzedni weekend zjechały food trucki do mojego miasta. Warunki do biesiadowania nie były zbyt komfortowe; pojazdy ustawiły się na koszmarnie nagrzanym parkingu przed centrum handlowym, bez grama cienia.

food trucki

Zdecydowałam się spróbować amerykańską specjalność – pastrami

pastrami
food truck

Smakowało mi, tyle, że dla jednej kobiety, to porcja stanowczo za duża!

Kilka informacji wyszukanych o pastrami:

Pastrami – sposób przechowywania i konserwowania mięsa, a także mięso konserwowane w odpowiedni sposób, przez solenie, peklowanie a następnie wędzenie. Jest charakterystyczne dla kuchni amerykańskiej. Tradycyjnie wytwarzane jest z wołowiny.

Nazwa pastrami pochodzi z tureckiego słowa pastırma oznaczającego prasowane mięso.

Pastrami jest sposobem konserwowania, który znany był w Rumunii, a następnie został przeniesiony do USA przez rumuńskich Żydów. Dawniej była to potrawa biedniejszych warstw społecznych, toteż początkowo, ze względu na cenę, pastrami wykonywane było z gęsich piersi, a następnie z mostka wołowego. W 1887 po raz pierwszy kanapkę z pastrami zaserwował nowojorski rzeźnik litewskiego pochodzenia. Kanapka ta jest popularna również w XXI wieku, a dzień pastrami obchodzony jest 14 stycznia.

Spotkajmy się w El Paso

El Paso w Tarnowie

El Paso – restauracja meksykańska w centrum Tarnowa przy ulicy Lwowskiej.

Kiedyś, w czasach PRL-u była tu „Baltona” (ekskluzywny sklep dla tych co mieli dolary i bony).

Czy jednak aby nie za ostre jedzenie tu będzie?

Okazało się, że jednak nie. Każdy znajdzie tam coś dla siebie i jest to dobre miejsce na lunch i na pogawędkę przy okazji.

Wnętrze bardzo klimatyczne, z kaktusami, kapeluszami sombrero, świecami w szkle

detale El Paso
wnetrze El Paso

Porcje są duże (jak dla mnie), tym bardziej że na wstępie dostajemy czekadełko: nachos z sosem (niezbyt ostrym – co jest plusem!)

Dania smaczne (może bez euforii), ale sympatyczne

Trzech amigos – zestaw trzech mięs z grilla (schab, pierś kurczaka oraz polędwica wieprzowa) podane na delikatnym sosie serowym w chili, sałatka z jarzyn. Do tego zamówiłam frytki

 3 amigos
sałatka meksykańska

Teksański talerz – żeberko, skrzydełko, nóżka i podudzie z kurczaka marynowane w BBQ oraz 2 połówki ziemniaka faszerowane boczkiem zapiekane z serem podane z sałatką ze świeżych warzyw

talerz teksański

Jeśli lunch i miłe pogaduchy – to i drinki koniecznie:

CAIPIRINHA (cachaca, cukier trzcinowy, limonki) oraz CAMPARI z sokiem pomarańczowym

drinki

Zimowa herbata U Młynarzy

Gdyby ktoś był kiedyś w Tarnowie, to polecam klimatyczną restauracyjkę „U Młynarzy” przy ul. Kołłątaja (przecznica ulicy Lwowskiej). A zimą to już koniecznie trzeba tam wpaść na czarną herbatę z plastrami pomarańczy, cytryny i limonki z dodatkiem angostury (angostura to gorzka, ciemnoczerwona wódka lub destylat na bazie rumu, skórek pomarańczowych i ziół). Pyszna i rozgrzewająca.

zimowa herbata

Siedziba restauracji mieści się w historycznym dworku wybudowanym w 1859 roku, który był rodzinną siedzibą tarnowianina Henryka Szancera, który w sąsiedztwie dworku nad potokiem Wątok, wybudował pierwszy w Tarnowie młyn parowy. W przewodniku tak pisano o Szancerach:

„Rodzina ta znana była z wielu akcji filantropijnych i charytatywnych. Szancerowie lubili się bawić, jeść i kochać. Rodzina ich była liczna i znana w wielu europejskich krajach. Szybko zdobywali fortunę i równie szybko ją tracili. Kobiety z tego rodu wyróżniały się inteligencją, urodą i temperamentem.”

u Młynarzy

Dużą popularnością cieszy się tutaj pizza, ale można również zjeść bardziej tradycyjny obiad: na przykład żurek, grzybową, schabowego czy pierogi.

pierogi

Uwaga: porcje są naprawdę duże!

Zalipianki Ewy Wachowicz

Pod koniec ubiegłego roku otwarto na nowo dawną restaurację „U Zalipianek”, u zbiegu ulicy Szewskiej i Karmelickiej w Krakowie. Teraz lokal nosi nazwę „Zalipianki” a jej właścicielka jest p. Ewa Wachowicz, znana z kulinarnych programów i książek.

Czaiłam się na obiad tutaj, zwłaszcza, że restauracja w zamyśle nawiązuje do lokalnej kuchni galicyjskiej, a tytułowe Zalipie – słynna, malowana wieś, leży w bliskim sąsiedztwie mojego miejsca zamieszkania.

Tak więc trafiłyśmy tu z siostrzenicą przy okazji jej pobytu w Polsce.

Różnie już pisano o tej restauracji, więc tym bardziej byłyśmy ciekawe. Zgodnie przyznajemy obie, że było warto, było miło i było smacznie. Byłyśmy w zwykły, wtorkowy dzień, po południu, prosto z ulicy, bez rezerwacji. Na tarasie było sporo gości, ale wewnątrz – miejsc ile by się nie chciało. Ja zawsze wolę posiłek wewnątrz lokalu; wtedy odczuwa się klimat miejsca.

Zalipianki mają wnętrza stylizowane na ludowo, z barwnymi kwiatami malowanymi na ścianach, surowymi podłogami, umeblowanie jednolite, proste. Ludowe akcenty, ale i prostota – to duże atuty lokalu.

Chyba czas już na menu. To będzie dwugłos – każda z nas opisze swoje dania. Już kiedyś miałyśmy takie lato, kiedy jadałyśmy codziennie obiady w lokalach naszego miasta i opisywałyśmy swoje wrażenia:) Miło było do tej tradycji wrócić.

Marta:

Za moich studenckich czasów Zalipianki nigdy nie były miejscem, gdzie chciało się wejść na polski, domowy obiad. Może dlatego, że takowy był najlepszy w domy  i zawsze można było nim jeszcze wypchać słoiki. Gości z zagranicy zabierało się w inne miejsca. Dlatego trochę zdziwiła mnie propozycja zjedzenia tam obiadu.

Tak kiedyś wyglądały Zalipianki:

Najpierw dostałyśmy czekadełko – świetny chleb z czarnuszką, do tego pyszny smalec  i nieco mniej pyszna pasta z fasoli

Polski obiad musi mieć zupę. Ja wybrałam zalewajkę; szalenie byłam jej ciekawa, bo też rzadko można znaleźć restaurację, gdzie by ją podawano. Ta tutaj zasługuje na osobny wpis na blogu; póki co powiem tylko, że bardziej przypomina ona świąteczny żurek. Ale smakowała!

Marta:

Jako przystawkę/ zupę wybrałam krem z ogórka kiszonego ze słodką śmietaną i bundzem. Zupa była dobra, kwaśna, z dobrej jakości ogórków kiszonych, gęsta i kremowa. Jeżeli ktoś nie jest fanem kwaskowatości śmietana ją idealne zbalansuje. Polecam też pozostawić ser na parę chwil w zupie, wtedy będzie miał czas na rozpuszczenie się.

Danie główne.

Wybrałam maczankę po krakowsku, jako że to nasze regionalne, sławne danie. Tradycyjnie powinna być podana w bułce z dużą ilością sosu. Tutaj była to raczej wariacja klasycznej maczanki, jako że w misce ułożono spory kawałek chleba (z czarnuszką), polano sosem i na to nałożono kawałki wieprzowiny i ozdobiono jeszcze chrupiącym chipsem z bekonu. Ale dobre było.

Marta:

Jako danie główne wybrałam tradycyjny kotlet schabowy, ziemniaki i  zasmażaną młodą kapustę.  Kiedy myślę o tradycyjnym polskim obiedzie w czerwcu to ten zestaw zawsze będzie numerem jeden. I muszę przyznać, że to był strzał w 10. Wszystko było bardzo smaczne. Kapusta była zupełnie inna niż ta, którą znałam  z domu rodzinnego, ale do jej  smaku nie mogłam się przyczepić. Kotlet słusznych rozmiarów, mięso nie było rozbite zbyt cienko ani zbyt grubo, panierka nie była mokra i nie odklejała się od mięsa. Jedyne zastrzeżenie mogę mieć do zbyt malej ilości soli na kotlecie. Ale zawsze lepiej dosolić.

Deser

Czułam, że będę zbyt przejedzona, by dać radę deserowi. Dlatego zdecydowałam się tylko na sorbet, ale i tak porcja była za duża

Marta:

Niestety, deser mnie rozczarował. Chociaż prezentacja była oszałamiająca. Zamówiłam szarlotkę na rubinoli z lodami waniliowymi i sosem cynamonowym. O ile ani do sosu ani do lodów nie mogę się przyczepić, choć nie wiem czy lody robią sami, o tyle szarlotka nie za bardzo przypominała szarlotkę. W cieście dominującym smakiem był smak cytryny, który maskował wszystkie inne smaki, przez co szarlotka smakowała bardziej jak ciasto cytrynowe. Próbowałam różnych kombinacji składników na talerzu, niestety nic nie ocaliło nieszczęsnej szarlotki.

Generalnie – ja jestem zadowolona. Cenowo – jak to w krakowskich lokalach – trochę to wszystko kosztuje, ale ceny są porównywalne do innych lokali. Obiad dla dwóch osób, z napojami na początek, lampką wina dla mnie i drinkiem dla Marty – kosztował nas 200 zł (bez napiwków).

Fatalny minus – BRAK SERWETEK!

Marta:

Ogólnie muszę przyznać, że obiad był bardzo udany. Jedna przestroga uważajcie na porcje – są ogromne. 2 – daniowy obiad z deserem to było zdecydowanie zbyt dużo. Jest  jedna rzecz, którą chętnie bym zmieniła  – dekoracja dań. Zarówno „na” zupie i „na” schabowym rzucona była kupka liści sałatopodobnych.  Trochę nie zrozumiałam zamysłu kucharza po co ją tam umieścił i nie widziałam też sensu, ponieważ zaburzało to spójność dania. Ale to tylko taka mała uwaga- żeby nie było zbyt cukierkowo.

Ach, jeszcze jedno – sztućce dostaje się w ładnej kopercie

sztućce

Lunch w tarnowskiej „Sofie”

Miły lokal w centrum miasta. Można tu wpaść od rana: na śniadanie od 8.00 (kanapki, koszyki śniadaniowe słone lub słodkie, jajecznicę, omlety, bajgle), na lunch od 12.30 (zupy, pasty, zapiekanki); zawsze na kawę, herbatę lub napoje czy soki, aż do godz. 20.00.

W wystroju dużo drewna, wygodne sofy, fotele i krzesła. Trochę się czeka na potrawy (np. na zapiekankę jakieś 20 minut), ale napoje przychodzą szybko. Dużo ludzi wpada tu pogadać.

lunch_w_sofie

Byłam tu zaproszona na lunch.

menu_sofy

Potrawy są bardzo ładnie podawane.

Moja zapiekanka z kurczaka i ziemniaków (trochę mało przyprawiona) była w kwadratowej grantowej kamionce na dopasowanej rozmiarami małej drewnianej tacy

 zapiekanka_w_sofie2

Zupa pomidorowa – dobra! – w pięknej misce

pomidorowa_w_sofie

A wrap – nadzienie smacznie skomponowane – na niebanalnym rowkowanym talerzu

wrap_w_sofie

Może smak potraw nie jest rzucający na kolana, czasami brak pazura w doborze przypraw, ale jest smacznie, miło, ceny przystępne dość.

Kuchnia galicyjska w tarnowskiej „Starej łaźni”

stara łaźnia

Oprócz kuchni żydowskiej restauracja „Stara łaźnia” proponuje jeszcze dania kuchni galicyjskiej:

Zupy: Barszcz czerwony z uszkami z grzybami leśnymi, Krem z świeżych pomidorów, Węgierska pikantna zupa gulaszowa
Dania główne: Konfitowane gęsie udo serwowane z ptysiami z batatów i gruszką sous-vide, Pierogi z gęsiną, Gęsie “pipki” z kluseczkami i puree z marchwi, świeża ryba, Wiener Schnitzel, Kotleciki jagnięce z zielonym groszkiem, Kofta cielęca na lasce cynamonowej z ryżem curry i musem jabłkowym, Grasica cielęca na bajglu

Jak te dania smakują?
Oddaję głos mojej siostrzenicy, która je próbowała:

Przystawka zapowiadała naprawdę przyjemny posiłek.

b_figi

Figi z kozim serem były smaczne, dobrze zbilansowane smakowo, nie narzucały nachalności smaku koziego sera.

Ale jak mawiają, nie chwal dnia przed zachodem słońca.

Zupa – krem ze świeżych pomidorów już tak nie zachwycał.

Owszem zupa była zrobiona poprawnie, ale niestety była za ostra. Prawdą jest to, że moja tolerancja na ostre przyprawy jest dość niska, ale dla statystycznej poprawności i takiego gościa należałoby wziąć pod uwagę.  Myślę, że w zamian za ciastko/pogryzadło z kruchego ciasta lepszy byłby kleks z kwaśnej śmietany.

Główne danie, czyli kotleciki jagnięce z zielonym groszkiem, niestety okazało się niesamowitym rozczarowaniem.

Mięso było twardawe i w ogóle nie przyprawione, za to ziemniak dodany do dania był bardzo przesolony, myślę, że  dostała mu się porcja soli przeznaczona dla mięsa. Warzywa grillowane, które były dodatkiem do dania były naprawdę dobre. Dobrze przyprawione, nie przegotowane, naprawdę smaczne.  Dlatego trochę dziwi mnie, że dodatek przygotowany był z taką starannością, której  chyba zabrakło przy przygotowaniu mięsa. Co do puree z zielonego groszku to nie było ani złe ani dobre. Po prostu było.

Pascha czyli żydowski sernik był dobry, ale to nie jest smak dla wszystkich, więc raczej radziłabym się zastanowić na jego zamówieniem.

Próbowaliśmy jeszcze:

Tarninówki – bardzo słodki napój

b_napj_urawinowy

Pasztetu z kaczki serwowanym na chałce z żurawiną – dobre

pasztet z kaczki

Wiener schnitzel – duże rozczarowanie, mięso totalnie nieprzyprawione!

wiener schnitzel

Szarlotki – olbrzymi, dobry kawał ciasta

szarlotka

Siostrzenica skomentowała całość następująco: POTENCJAŁ JEST, ALE TRZEBA JESZCZE POPRACOWAĆ

Menu Magdy Gessler w Tarnowie

Tarnowska restauracja „Stara Łaźnia” po programie naprawczym „Kuchennych rewolucji” ma fajną propozycję: „Kolacja Magdy Gessler”.

Wiadomo, że każdy, kto tam przyjdzie po obejrzeniu programu telewizyjnego, będzie pytał, co zaproponowała i co poleca p. Gessler.

To zobaczmy:

Dwie przystawki: tatar ze śledzia po żydowsku z figami nadziewanymi kozim serem i gefilte fish

Tatar jest pyszny, podany na ciasteczku w kształcie serca, a figi świetnie uzupełniają ten smak; jest – jak to w kuchni żydowskiej – słodko-ostro.

Gefilte fish to galaretka z ryby (karpia) podana z chrzanem i koglem moglem – bardzo oryginalna i super!

Tylko aż dwie przystawki to jak dla mnie za dużo.

Zupa to chłodnik z awokado i ogórka ze szparagami

Pierwsza łyżka jest zaskoczeniem – nietypowy smak z nutą lekkiej goryczki, ale szybko przyzwyczajamy się do niego i je się z przyjemnością. Jest to jednak dobra propozycja tylko na lato; myślę, że na chłodne jesienno-zimowe miesiące powinna być jakaś inna zupa; rozgrzewająca.

Danie główne to czulent z baraniną, gęsiną i kotlecikami jagnięcymi

Bardzo lubię czulent, ale ten tutaj był dla mnie dużym rozczarowaniem.

Po pierwsze – sposób podania: stłoczono wszystkie elementy składowe, których jest w tej potrawie niemało (bo i kasza, mięso, fasola, jajka, morele) w niezbyt dużej kamionkowej misce. Człowiek musi gmerać i wygrzebywać składniki, zanim zorientuje się co tam jeszcze jest. Kiedy tę potrawę w restauracji robiła p. Gessler, podano ją na szerokim głębokim talerzu. Szkoda, że właściciele wprowadzili tę kamionkową miseczkę, która na pewno jest bardzo dekoracyjna, ale nie jest odpowiednia do tej potrawy.

Po drugie – kotlety jagnięce były twarde. Nie było nawet mowy, aby odchodziły od kości i rozpływały się w ustach. Zupełnie nie ta klasa.

Po trzecie – danie nie było gorące; było ledwie ciepłe.

Miało to być danie flagowe tej restauracji – może takie jest, a tylko ja źle trafiłam?

Mam w planie za jakiś czas to sprawdzić.

I deser – semifreddo chałwowe

Było pyszne!

Cała kolacja to koszt 75 zł. P. Magda w czasie programu tv podkreślała, że ceny w restauracji są bardzo dużym jej plusem. To fakt, że po zjedzeniu takiej kolacji (czy obiadu) nikt nie będzie głodny; raczej powiedziałabym, że będzie przejedzony, ale jak na obiad rodzinny – taka cena od osoby jest chyba duża (rzeczywistość tarnowska inna jest niż warszawska).

Kiedy oglądałam ten program w telewizji, zwróciło moją uwagę przede wszystkim to, że w tej restauracji nie było jakichś wielkich problemów, konfliktów międzyludzkich. Ot, po prostu właściciele nie wzięli pod uwagę usytuowania lokalu. Po drugiej stronie ulicy, widoczny z okien jest pomnik upamiętniający pierwszy transport więźniów do Oświęcimia, a restauracja proponowała dancingi i tańce na rurze.

A poprzednie menu nie miało jakieś motywu przewodniego i nie było smaczne – jak się okazało z powodu oszczędności na surowcach.

Czystość patelni pozostawiała wiele do życzenia (choć głównie od spodu). Zawsze mnie to dziwi, że kiedy właściciele decydują się na pomoc p. Gessler, nie wyszorują garnków; a wiadomo, że ona przede wszystkim to sprawdzi!

Jeszcze przed edycją telewizyjną zaprosiłam tam na obiad rodzinę. Zamawiane były również potrawy z pozostałego, proponowanego przez restaurację menu. Relacja – w najbliższym wpisie. Zapraszam!