Ceramika z Bolesławca zawsze mnie zachwycała, ale nie na tyle, by kompletować z niej zestaw obiadowy. Ona po prostu jest piękna sama w sobie, a potrawy na niej to już doprawdy zbędny dodatek. Nie mówiąc już o tym, że jest mnóstwo wzorów i trudno by się zdecydować na któryś konkretny. Widziałam już taką zastawę u kogoś w domu, niestety była to składanka różnych wzorów i wydaje mi się, że nie był to dobry pomysł; powstał po prostu chaos.
To jednak były takie moje teoretyczne rozważania, bo ciągle „chodziła” za mną ta ceramika. W końcu przyszedł taki moment, że zapadło postanowienie: kupię sobie, choćby kilka sztuk. Wybrałam wzór oznaczony numerem 281.


Tak go wytwórcy opisali:
„To jedna z dekoracji unikatowych, które charakteryzują się większą niż w przypadku dekoracji tradycyjnych różnorodnością wzorów i kolorów. Mamy nieczęsty na bolesławieckiej ceramice motyw kogucików, które spacerują wśród kęp niezapominajek dumnie prezentując ogony. Temu motywowi towarzyszy chmura złożona z abstrakcyjnych wzorków w kolorze soczystej zieleni i niebiesko-kobaltowy kwiatowy szlaczek. Dekoracja przywodzi na myśl Wielkanoc, jednak we wnętrzu urządzonym tradycyjnie będzie ciekawym rustykalnym akcentem przez okrągły rok.”
Zdecydowałam się na zestaw śniadaniowy i po troszku sobie kupuję. Cena jest wysoka, dlatego właśnie po troszku. Ale przecież nie spieszy mi się, mam na czym jeść. I chyba bardziej cieszy zdobycie kolejnej sztuki. Tyle, że ten wzór jest rzadko spotykany i nie zawsze jest to, co chciałoby się kupić.
Kiedyś trafiła mi się serweta gobelinowa z kogutami, wpasowała się w zestaw!















