Zostało mi troszkę marynaty do rydzów, ot, tak na jeden mały słoiczek.
Dokupiłam porcję grzybów, zapasteryzowałam, ale z kolei zostało mi trochę rydzów:))) Tak na dwie porcje.
A właśnie czytałam, jak Agnieszka Kręglicka pisze sugestywnie o pęczaku:
Owalne ziarna przecięte ciemniejszą kreską połyskują perłowo. Są jędrne i zwarte, poruszone widelcem rozsypują się osobno.
Więc myślę: czemu nie? zrobię pęczak z rydzami:)
Ugotowałam kaszę: na szklankę pęczaku bierzemy 3 szklanki wody.
Pęczak płuczemy, wodę zagotowujemy, lekko solimy i na wrzątek wrzucamy kaszę. Gotujemy do miękkości, aż kasza wchłonie całą wodę.
Zostawiamy pod przykryciem. Można garnek zawinąć w koc, by kasza doszła.
A teraz rydze:
Płuczemy bardzo dokładnie, bo w blaszkach lubią czaić się zaiernka piasku, igliwie, do łebków przylepiają się listki.
Na patelnię wlewamy łyżkę oliwy, kiedy się rozgrzeje, układamy rydze ogonkami do góry (większe trzeba przekroić), solimy kapelusze i smażymy aż grzyby nieco oklapną, puszczą sok i on wyparuje. Wtedy dodajemy 2 łyżki masła i pokrojoną w plastry cebulę. Wszystko razem smażymy jeszcze jakieś 5 minut. Doprawiamy solą i pieprzem.
I gotowe.
Na porcji kaszy rozkładamy porcję rydzów.
Smacznego!!!!