Z serii benedyktyńskie specjały pojawiły się przyprawy, zarówno konkretne zioła, jak bazylia, czy majeranek, jak i mieszanki przyprawowe. Kupiłam mieszanki: do mięs, do drobiu i do dziczyzny. Wypróbowałam, jak na razie, tę pierwszą. Używałam jej do pieczonej karkówki, dodawałam do bigosu, sypałam na kanapki, zrobiłam pieczeń wołową Bjetris z jej udziałem. Jak dla mnie znakomita, bardzo mi odpowiada smakowo. Jej skład jest dość skomplikowany, kilkanaście rodzajów ziół: cząber, kolendra, bylica, kminek, pieprz czarny, papryka, hyzop, tymianek, czosnek, rozmaryn, ziele angielskie, majeranek, szałwia, jałowiec, gałka muszkatołowa, lubczyk, macierzanka, warzywa.
Najbardziej tajemniczy składnik mieszanki to hyzop. Niby się o nim słyszało, ale taki mieszczuch, jak ja, niewiele o nim wie. Poszperałam więc, i coś udało się ustalićJ))
Tak wygląda hyzop:
Rośnie na podłożu wapiennym, na suchych i słonecznych zboczach i łąkach lub pod murami, czasem w ogrodach, zwłaszcza w starych ogrodach przyklasztornych (benedyktynów i cystersów). Jest byliną, półkrzewem gałęzistym o łodygach dołem zdrewniałych i gęsto ulistnionych. Wzrost od 30-100 cm. Liście lancetowate, siedzące, ułożone parami lub więcej, naprzemianległe, całobrzegie i jakby punktowane (punktami są gruczołki olejku eterycznego). Kwiaty ciemnobłękitnofiołkowe, rzadko białe lub różowe w nibyokółkach w kątach liści, a w górnych częściach łodyg zebrane w kłos. Piękny układ, pokrój, gra kolorów i aromatyczny zapach.
Do tej pory słyszałam o nim właściwie tylko w kontekście religijnym. Na kartach Starego Testamentu pojawia się kilkakrotnie, głównie przy opisie rytualnych oczyszczeń. Najbardziej znany tekst pochodzi z psalmu: Pokrop mnie hizopem, a stanę się czysty, obmyj mnie, a nad śnieg wybieleję (Ps 51,9)
W kulturach Bliskiego Wschodu hyzop był rośliną o dużym znaczeniu obrzędowym.
Ale okazuje się, że od bardzo dawna znany i ceniony jest również w kuchni.
Ma przyjemny, korzenny zapach i gorzki smak, smakowo harmonizuje z selerem i pietruszką.
Używa się go jako przyprawę kuchenną w małych ilościach do różnych potraw: zup, sosów, surówek, fasoli, flaczków, majonezu, do twarogu i serów.
Brzmi ciekawie.
A oto nowy przepis wypróbowany na kolację sylwestrową, z zastosowaniem tej mieszanki. Jest to zdobyczny przepis Bjetris, uzyskany od zaprzyjaźnionego kucharza.
Był to przepis ramowy, a ja robiłam to tak:
1 kg pieczeni wołowej skropiłam oliwą extra vergin i natarłam mieszanką benedyktyńską do mięs, przykryłam miskę folią i zostawiłam w lodówce na ok 24 godz. Pół marchewki pokroiłam w cienkie dość słupki, podobnie w słupki pokroiłam kawałek wędzonego boczku. Mięso nakłuwałam szerokim nożem (szefa kuchni) i w te nakłucia wkładałam słupki boczku na zmianę z marchewkami. Potem do gęsiarki wlałam trochę oliwy, dodałam cebulę pokrojoną na ćwiartki, 4 całe ząbki czosnku, posypałam ponownie przyprawą benedyktyńską i włożyłam bez przykrywania do pieca rozgrzanego do 200 stopni, piekłam 30 minut, obracając ze wszystkich stron. Po tym czasie zmniejszyłam temperaturę do 140 stopni i piekłam jeszcze godzinę.
Następnie mięso się wyjmuje z pieca (ono jest jeszcze twarde), kroi na grube plastry, wkłada do rondla, zlewa sos z blachy i przepłukuje blachę dobrym bulionem, dokłada parę grzybków suszonych, listek laurowy i ziele angielskie. Zostawia na kuchence dłuuugo, do powolnego pyrkania, uzupełniając w miarę potrzeby wodą. To „dłuuuugo” trwało u mnie godzinę w pierwszy wieczór i jakieś dwie godziny w drugi wieczór. Na końcu sos zagęszcza się mąką. Pieczeń jest gotowa jak mięso jest tak miękkie, że prawie się rozpada.
Pod koniec duszenia nie można już mięsa mieszać żadną łyżką czy widelcem, gdyż jest tak miękkie, że się rozpadnie. Potrząsa się tylko rondlem.
Podałam z czeskim knedlem krojonym w plastry. Ale biesiadnicy mówili, ze najlepsze jest po prostu z pieczywem.